Archiwum Polityki

Jak być sobą

Jak być sobą” Davida O’Russella zaczyna się obiecująco: młody człowiek zastanawia się nad rolą przypadku w życiu i – aby odkryć tajemnicze powiązania między wydarzeniami z pozoru tylko chaotycznymi oraz pojąć ukryte znaczenie pojawiania się osobników, których dziwnym zrządzeniem losu wciąż spotyka na swojej drodze – wynajmuje Egzystencjalnych Detektywów. Najpierw więc przez gąszcz jego podświadomości prowadzą go wszystkowiedzący psychoanalitycy. Następnie na horyzoncie pojawia się pani filozof z Francji, z którą bohater wymienia poglądy na temat symulakrów i symulacji Jeana Baudrillarda, a następnie przesypia się z nią w przydrożnym, wypełnionym błotem rowie. Nie ma nic zabawniejszego niż oglądanie realistycznie odegranych scen i dopisywanie do nich dowolnych znaczeń. Kiedy jednak poziom pretensjonalności zostaje przekroczony (co ma miejsce już na samym początku filmu), a offowy styl zamiast zachwycać zaczyna drażnić (dopiero w połowie), stawia to pod znakiem zapytania nie tyle wysiłek autorów tego arcydzieła, ile cierpliwość widza, który niekoniecznie ma ochotę dosiedzieć do końca seansu.

Janusz Wróblewski

Polityka 31.2006 (2565) z dnia 05.08.2006; Kultura; s. 56
Reklama