Właśnie przeczytałem pasjonującą rozmowę z prof. Janem Tomaszem Grossem [„Strach polski, strach żydowski”, POLITYKA 28]. Znajduję w niej następujący fragment:
„Twarde fakty i twarde interesy. Żyd, który wraca po wojnie, stanowi zagrożenie dla posiadacza przedmiotów, które do tego Żyda należały przedtem... Żyd, który wraca, to jest też zagrożenie dla ludzi, którzy w jakiś sposób brali udział w prześladowaniu Żydów....”. Tyle o 1946 r. Z tym że poczuliśmy ten sam straszny zapach wiele lat później. Przeżyłem swoiste déj? vu. Jako poseł z ramienia PZPR na Sejm kontraktowy uczestniczyłem, po uzyskaniu pozwolenia od Jacka Kuronia, przewodniczącego komisji sejmowej ds. mniejszości narodowych (nie byłem jej członkiem), w przesłuchaniu gen. Kiszczaka, kandydata na ministra spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Jako pierwszy zadałem kandydatowi pytanie na temat „jego stosunku do hańby narodowej 1968 r.”. Gen. Kiszczak, niczym Bush w czasie słuchania hymnu, położył rękę na sercu i powiedział: „...osobiście bardzo się tych wydarzeń wstydzę, ci ludzie mogą natychmiast wrócić i odzyskać to, co tak niegodnie im odebrano – obywatelstwo, majątek, mieszkania...”.
Odpowiedź ta runęła na Warszawę jak pożar buszu. Via PAP i z ust do ust powtarzali ją sobie ci, którzy dorobili się na 1968 r. Zwłaszcza ci, którzy za zasługi marcowe zajęli mieszkania pod całkiem niezłymi adresami i o całkiem przyzwoitych powierzchniach. Oblegano biura notarialne. Sprawdzano tytuły. Ja zaś otrzymałem w moim pokoju poselskim (nr 118) porcję ohydnych anonimowych telefonów.
Twarde fakty i twarde interesy.