Archiwum Polityki

Ministerstwo Wizerunku

Ktoś wypaplał cudzoziemcom, że w Polsce rządzą bliźniacy. Ludzie opowiadają dziennikarzom zagranicznym niestworzone rzeczy, nie umieją trzymać języka za zębami, ktoś wygadał, że mamy w rządzie amatorów kary śmierci i teraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych trzeba było powołać pełnomocnika do spraw wizerunku za granicą. Młody człowiek ma dać odpór. Pomysł jest dobry, ale mógłby być jeszcze lepszy. Pełnomocnik, który ma mieć zaledwie kilku pracowników do pomocy, to zbyt niskie stanowisko jak na wagę problemu. Ministerstwo Wizerunku byłoby chyba bardziej odpowiednie. A jeśli nie, to przynajmniej podsekretarz stanu, ale koniecznie w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji lub od razu w Urzędzie Koordynatora Służb Specjalnych. To oni powinni ustalić, kto rozsiewa rozmaite brednie za granicą i dostarcza amunicji do antypolskiej ofensywy światowych mediów.

Kto z Polski instruuje zagranicznych dziennikarzy? Kto im wygadał, że nasze stosunki z Niemcami i z Rosją nie są „ganz gut”? Kto zdradził nazwiska wicepremierów oraz ich poglądy? Kto opowiada na lewo i na prawo (zwłaszcza na lewo), czym różni się Farfał od Wildsteina? Kto jest suflerem „Financial Times”, a kto „Frankfurter Allgemeine”? Kto tak skutecznie pierze ich kurze zagraniczne móżdżki i jakim proszkiem? To wszystko powinien ustalić wiceminister wizerunku. To posada typowo krajowa, a nie zagraniczna. Pan minister wizerunku niech nie liczy na dalekie, kosztowne podróże – najwyżej na Hel.

Od pewnego czasu z kręgów przychylnych władzy wysyłane są sygnały, że gangsterski artykuł w niemieckiej gazecie – bezpośrednia przyczyna utworzenia stanowiska podsekretarza stanu do spraw „Tageszeitung” i innych – był inspirowany z Polski.

Polityka 32.2006 (2566) z dnia 12.08.2006; Passent; s. 89
Reklama