Archiwum Polityki

Do Pana Ludwika Stommy

jestem wiernym czytelnikiem Pana felietonów od zawsze. Był czas, że lekturę każdego nowego numeru „Polityki” zaczynałem od pańskiego artykułu. Cenię sobie niezwykle trafność i oryginalność pańskich poglądów na wiele spraw. Niestety, tym razem nie – chyba po raz pierwszy zawiodło Pana „spojrzenie z oddali”; co było zawsze silną stroną pańskiej publicystyki.

Nie byłem jeszcze w Muzeum Powstania, a tym bardziej w muzeach upamiętniających D-Day, ale od małego chłopca (czytelnika „Tygrysów”, „Kolumbów rocznik 20” i innych) fascynowało mnie bohaterstwo i bezinteresowna ofiara życia złożona przez młodych ludzi, uczestników Powstania Warszawskiego. Nie sądzę, aby Muzeum było poświęcone politykom, którzy nie wykazali się specjalną przenikliwością ani nie zapewnili Powstaniu wsparcia ze strony koalicji antyhitlerowskiej... i nierozważnie doprowadzili do zniszczenia miasta, śmierci prawie 200 tys. jego mieszkańców i wygnania reszty, z których większość już nigdy nie wróciła.

Ci młodzi chłopcy i wspaniałe dziewczęta nie myśleli o wielkiej polityce, także mieszkańcy miasta masowo mordowani przez – w większości hitlerowskich – „sojuszników” z Azji zasługują na naszą pamięć niezależnie od stwierdzenia prostego faktu, że Powstanie było straszliwą klęską i brak ludzi poległych latem 44 był stratą porównywalną z Katyniem.

Mieszkam w Poznaniu, nikt z mojej rodziny nie walczył w AK, a pomimo tego mam dla szeregowych Bohaterów Powstania 44 szacunek przeogromny i popieram wszelkie formy upamiętnienia ich heroizmu.

Sądzę, że nikt nie oczekuje od Muzeum Powstania taniej rozrywki (karuzele, knajpki, „pizza z barykady” np.

Polityka 32.2006 (2566) z dnia 12.08.2006; Listy; s. 98
Reklama