Pisał w „Hymnach” Jan Kasprowicz: „Nad głębiami sennej, cichej wody, krzyk czajki się rozlega”. Nie jestem szczególnym wielbicielem poezji Kasprowicza. Razi mnie łatwość jego rymów, błahość metafor i pospolitość odwołań. Czajka właśnie była dla niego czymś codziennym i oczywistym.
W „Ptakach krajowych” (wydanie krakowskie z 1882, ortografia podług oryginału) Władysława Taczanowskiego czytamy: „Czajka u nas bardzo pospolita w całym kraju, znajduje się po wszystkich błotach, bagnach, łąkach wilgotnych, błotnistych wybrzeżach i mokrych odłogach; słowem gdzie tylko jakiekolwiek znajduje się błotko, wszędzie się osiedla w ilości zastosowanej do obszerności miejsca. Trzyma się najwięcej miejsc grzęskich, nizką i niegęstą roślinnością zarastających, zarówno kępiastych jak zupełnie gładkich; najulubieńsze są dla niej miejsca zarastające kniecią (Caltha palustris), dużych traw unikają. Bardzo wcześnie do nas przylatują, w czasie pierwszych roztopów i zaraz pojawiają się na błotach, gdzie mają się gnieździć; przylatujące zaś stada zarówno zapadają nad wylewami jak i po polach wilgotnych. Termina przelotu nie są stałe, i tak w roku 1848 pierwszy raz je widziałem 20 Lutego, w r. 1872 21 Lutego, a w roku 1845 dopiero 25 Marca, są to daty krańcowe z zanotowanych przez ciąg kilkunastoletnich obserwacyj”. Tyle Taczanowski.
Wśród przysłów polskich czytamy z kolei, iż: „Na święty Bartłomiej czajka uciecze i już chłop zboża nie usiecze”. Nie ma oczywiście nic głupszego niż narodowe przysłowia. To jednak świadczy o tym, że czajka była w świadomości powszechnej obecna i zrozumiała dla wszystkich. Żadna przenośnia, żaden znak.
I jeszcze Jan Sokołowski: „Czajka ożywia i upiększa krajobraz i należy do naszej wsi tak samo jak bocian.