Archiwum Polityki

Molestowanie przyrody

Telewizyjne seriale i programy o zwierzętach coraz bardziej przypominają telenowele albo filmy akcji. Barwne osobowości jak Steve Irwin, który zginął na posterunku, zapewniają oglądalność, ale sama przyroda zdaje się schodzić na dalszy plan.

Dziesięć lat temu na widok Steve’a Irwina mocującego się na ekranie TV z krokodylem nikomu nie przyszłoby do głowy, że ma do czynienia z audycją przyrodniczą. Ale dziś tak właśnie zdobywa się widownię i popularność. „Łowca krokodyli” okazał się megahitem, podobnie jak inne pokazywane w Animal Planet seriale z udziałem Irwina i jego rodziny. Były jak filmy akcji, w których bohater zawsze wychodzi cało, a misja zostaje wypełniona – w tym przypadku chodziło o szczytny cel, m.in. o przenoszenie krokodyli tam, gdzie nie będą zagrażały ludziom.

Ubrany w nieśmiertelne szorty i koszulkę khaki Australijczyk – zdeklarowany obrońca zwierząt, właściciel zoo i założyciel fundacji zajmującej się ochroną zagrożonych gatunków – gromadził przed telewizorami 200 mln widzów w 120 krajach. Ludzie polubili go za dziecięcą egzaltację, pełne zaaferowania okrzyki i nadpobudliwość. Ale przede wszystkim – za nadludzką wręcz umiejętność przetrwania w zetknięciu z najbardziej niebezpiecznymi zwierzętami świata. Na ironię zakrawa fakt, że zginął po tym, jak kolec niegroźnej płaszczki wbił mu się w serce podczas filmowania podwodnego świata.

Złapać węża za ogon

Stawanie ze zwierzętami oko w oko i prowokowanie ich reakcji – to teraz jeden z najbardziej charakterystycznych trendów w telewizyjnych produkcjach przyrodniczych. Można już nawet mówić o wykształceniu się specyficznego podgatunku: „Tu nie chodzi o ślęczenie z lornetką – tu chodzi o łapanie tych biednych stworzeń za ogony i wyciąganie ich z wody, bo zły wąż robi lepsze wrażenie przed kamerą niż zadowolony wąż. To molestowanie przyrody, któremu Steve Irwin dał początek” – pisał krytycznie brytyjski „The Guardian” o serialu „Łowca węży”, w którym występuje inna gwiazda Animal Planet – Austin Stevens.

Polityka 38.2006 (2572) z dnia 23.09.2006; Nauka; s. 82
Reklama