Archiwum Polityki

Pociąg do niezależności

Chciałbym i ja wreszcie zostać publicystą niezależnym, ale jak to zrobić? Kto i gdzie przyjmuje zapisy? Ile kosztuje wpisowe? Od kiedy pamiętam, dziennikarze niezależni byli antyrządowi. Kto był przeciw – ten był niezależny. Gdy w końcu i ja postanowiłem być „przeciw” i choć raz być niezależny, okazało się, że pociąg z dziennikarzami niezależnymi odjechał już na stanowiska. Bo teraz, żeby być niezależnym, trzeba być „za”. Przegapiłem ten moment, kiedy w pociągu do władzy była nawet specjalna promocja i niezależni publicyści rozsiedli się wygodnie w fotelach zarezerwowanych dla prezesów i dyrektorów wagonu I klasy, każdy z miejscówką do PAP, TVP czy do Polskiego Radia. Rządowym pociągiem odjechali z przystanku Niezależność do stacji IV RP. W salonce pojawiła się nawet śliczna stewardesa.

Chciałbym i ja dogonić ich swoją drezyną, być niezależny, czyli bezstronnie i obiektywnie zachwycony. Chciałbym pochwalić, dajmy na to, ministra Ziobro za to, że podniósł rękę na nienasyconych notariuszy, bo ilekroć wychodziłem od notariusza, zawsze miałem wrażenie, że przepłaciłem. Ale jak chwalić ministra, skoro jestem przeciwko karze śmierci, zwłaszcza dla sędziów Trybunału Konstytucyjnego?

Chciałbym wyrazić uznanie prezydentowi Kaczyńskiemu za jego podróż do Izraela, do państwa żydowskiego, ale nie mogę być taki niezależny, żeby przemilczeć, iż prezydent zaszczycił także odsłonięcie pomnika Kurasia, który Żydów mordował. Nie mogę zapomnieć, że tak lekceważąco potraktował członków bandy ośmiu byłych ministrów, jak również, że dobrał się sędzi Mojkowskiej do pochodzenia, w myśl niechlubnej metody „dziadek w Wehrmachcie, ojciec w »Trybunie«, mąż w izbie wytrzeźwień, syn w poprawczaku, córka w poradni W”.

Polityka 38.2006 (2572) z dnia 23.09.2006; Passent; s. 112
Reklama