Archiwum Polityki

Tron ponad ołtarzem

Adam książę Sapieha jako młody ksiądz przebywał we Francji w początkach XX w., kiedy to „najwierniejszą córę Kościoła” dławiło antyreligijne ustawodawstwo rządu Combesa; gdy toczył ją ciężki kryzys wiary i powołań, a świątynie pustoszały. Zgnębieni francuscy kapłani pytali Sapiehę, co polscy księża robią, że u nich kościoły są pełne. „Dzwonią” – padła słynna odpowiedź późniejszego kardynała.

Dziś samo dzwonienie może nie wystarczyć. A jeśli nawet dobiega znajomy dźwięk i Polacy słyszą, że dzwonią, to czy wiedzą „w którym kościele”? Bowiem Kościół polski znalazł się na rozdrożu. Scalającym go spoiwem były dwie wybitne osobowości. Lat z górą trzydzieści sterował tą nawą prymas Stefan Wyszyński. A potem już życie narodu i Kościoła toczyło się w cieniu, czy może raczej upływało w blasku niezwykłej postaci Jana Pawła II.

Polski papież rozpinał nad polskim Kościołem parasol ochronny, choć nasuwa się też porównanie z czymś w rodzaju klosza. Gdy osłon tych zabrakło, wyłonił się obraz kompetencyjnej i personalnej dekompozycji. Wyszły na wierzch lepiej lub gorzej tuszowane różnice, również skrywane dotąd w łonie Episkopatu konflikty. Uderza kryzys przywództwa, tak dotkliwy w instytucji hierarchicznej.

Kiedyś Kościół martwił się, jak pod naporem komunistycznej presji ocalić tożsamość i tradycyjne wartości, przenieść nienaruszony depozyt wiary, nie ugiąć się pod politycznym dyktatem. Ze zmagań tych Kościół – wprawdzie nieco obolały – w historycznym bilansie wyszedł zwycięsko. Teraz stanął wobec innych problemów. Agenturalne uwikłania w okresie PRL są ważne, lecz nie najważniejsze. Choć dla niejednego kapłana to droga wiodąca przez istny czyściec upokorzeń, Kościół prędzej lub wolniej upora się z tym kłopotem, zaś dzieła oczyszczenia dokona nieubłagana biologia.

Tymczasem w życie tej prastarej instytucji znów wdziera się polityka. I nie żadni postkomuniści próbują z nią wtargnąć w kościelne mury. Antyklerykalna wrzawa, obyczajowe prowokacje to margines tej formacji. Po roku 1989 nurt główny wyznaczali tam nie krzykliwi harcownicy, lecz Kwaśniewski, Oleksy i Miller, chcący zatrzeć pamięć złych praktyk minionych czasów, dążący nazbyt nieraz gorliwie do ułożenia wzorowych relacji z Kościołem (konkordat!

Polityka 10.2007 (2595) z dnia 10.03.2007; Kraj; s. 28
Reklama