Archiwum Polityki

Rozum potaniał

Czytałem, jak to Nikołaj Erdman, satyryk i dramaturg („Mandat”, „Samobójca”), ułożył z nudów w pewien wieczór listę osób, które przyjdą na jego pogrzeb. Niedługo po tym wieczorze Erdman znalazł się na Łubiance. Wśród obciążających go materiałów znalazła się lista żałobników. Zdaniem śledczych byli to członkowie konspiracji wymierzonej przeciwko słoneczku świecącemu zza murów Kremla. Przytoczyłem historyjkę należącą do historii, by przypomnieć, do jakich sukcesów prowadzi odgórnie zalecana podejrzliwość, szukanie spisków, wszechobecnych układów, pajęczych sieci, stolikowej i podstolikowej zmowy. Oczywiście, skala dziś prowincjonalna, dramat ociera się o groteskę, organizatorzy happeningu zachowują się jak przechwalające się bachory:

– A my mamy w domu telewizor plazmowy!

– A my mamy w każdym pokoju mikrofony!

Coś jednak zostaje z codziennej dawki dreszczy: choroba jest zaraźliwa, bo pozwala zrozumieć świat, poczuć się pewniej w labiryncie rzeczywistości. A że odkrycia i konstatacje mają głębię i rozmach dysput anegdotycznych mędrców z Chełma? Wspomniani mędrcy zastanawiali się kiedyś, co jest ważniejsze – księżyc czy słońce. Długo to trwało, w końcu orzekli, że księżyc ważniejszy. Świeci przecież wtedy, gdy zapada ciemność. A świecenie słońca w dzień, kiedy jest i tak jasno, to łatwizna. Nasi współcześni mędrcy wytłumaczyli widzom, dlaczego Volker Schlöndorff nakręcił „Strajk”. Działał z inspiracji niemieckich geszefciarzy, którym chodzi o wyeliminowanie z rynku polskich stoczni. Dlatego reżyser pokazał sceny tak nieprawdopodobne jak picie wódki, chaos i bałagan. Biografia Anny Walentynowicz (wywiedziona zresztą z „Matki” komucha Gorkiego, nie z żywotów świętych) posłużyła za pretekst do biznesowej intrygi.

Polityka 10.2007 (2595) z dnia 10.03.2007; Groński; s. 93
Reklama