Węgrów, 13-tysięczne miasteczko, 80 km na północny wschód od Warszawy. – Mogę panu przyznać 50, no 60 zł zasiłku okresowego – podsumowuje przeprowadzony właśnie wywiad pracownik socjalny miejscowego Centrum Pomocy Społecznej. – Coś pan! – prycha z dezaprobatą kandydat na zasiłkobiorcę. – Tyle to ja sobie w jeden dzień zarobię.
Konin, 84-tysięczne miasto, w którym 15 proc. mieszkańców korzysta z opieki społecznej, co do końca roku będzie kosztować podatników ok. 10 mln zł. – Pan, elektryk, lat 39, nie może od trzech lat znaleźć pracy w Koninie – dziwi się Piotr Miedziński, kierownik tutejszego ośrodka Pomocy Społecznej. – To stawia pod znakiem zapytania dalsze wypłacanie zasiłku stałego – Miedziński próbuje zaniepokoić bezrobotnego elektryka. – Ale przecież zasiłek się należy – spokojnie odpowiada elektryk, bo tak wynika z ustawy o pomocy społecznej.
Warszawa, jeden z dzielnicowych Ośrodków pomocy społecznej, mówi jego szefowa: – Chcieliśmy, żeby usługi na rzecz niepełnosprawnych wykonywali młodzi, zdrowi bezrobotni, którzy pobierają u nas zasiłki. Usługi te musimy kupować, co stanowi dużą pozycję w naszym budżecie. Bezrobotni mogliby więc robić zakupy, sprzątać, gotować. Jednak już pierwszy nasz klient, któremu zaproponowaliśmy taki układ, roześmiał się i powiedział: tego nie ma w ustawie. Poddaliśmy się, bo rzeczywiście nie ma.
Źle się dzieje w Węgrowie
10–15 lat temu w mieście i gminie Węgrów z pomocy społecznej korzystało ok. 30 osób. Byli to głównie emeryci i renciści, najczęściej przykuci do łóżka. W 1999 r. w samym mieście Centrum Pomocy Społecznej (CPS) wypłacało pieniądze już 529 rodzinom.