W Czertyżnem mieszkało kiedyś 40 łemkowskich rodzin. Kiedy je wyrzucano w czerwcu 1947 r., trwała gorąca wiosna, na polach żółciło się zboże – zapowiadał się urodzaj. Przyszło wojsko, oficer dał 3 godziny na spakowanie. Ludzie chwytali co pod ręką, z obór wyprowadzali krowy, wiązali do wozów. Potem ruszyli karawaną do stacji kolejowej w dolinie. Tam wpakowano ich do wagonów towarowych i wywieziono kilkaset kilometrów, na zachód. Tego roku zboża z ich pól nikt nie zebrał.
Sylwester Madzelan kilka lat przed śmiercią napisał do gminy w Uściu Gorlickim (d. Uściu Ruskim), że chce odkupić swoje 18 hektarów lasu i pól. Gmina nie odpowiedziała. Trzy lata później Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, która przejęła po upadłym PGR grunty dawnej wsi Czertyżne, ogłosiła przetarg. Madzelana nie powiadomiono. Teren po starej łemkowskiej wsi wygrał pan Tomaśko, trochę rolnik, trochę biznesmen. Kupił ponad 60 hektarów, zapłacił 700 mln st. zł. W ten sposób, niejako przypadkiem, wszedł także w posiadanie starego łemkowskiego cmentarza, ukrytego w kępie drzew, na wzgórzu.
Kiedy pan Madzelan począł domagać się zwrotu cmentarza swoich przodków, pan Tomaśko odmawiał. Być może uznał, że to dobre miejsce na wypas bydła, cmentarna ziemia jest żyzna, być może zaś chciał ten skrawek opłacalnie odsprzedać.
Anna Madzelan pochowała ojca na innym łemkowskim cmentarzu, w Wysowej, ale całą historię nagłośniła i wybuchł skandal. – To celowe działanie, Polacy nasze święte miejsca rozparcelują, zaorzą i wykarczują z pamięci – mówi córka pana Madzelana. – Wtedy naród zginie.
Łem, czyli tylko
Ziemia łemkowskich cmentarzy ciągnie się od Komańczy aż po Pieniny.