Wybór operatora od początku budził kontrowersje. Jeszcze w ubiegłym roku do walki o kontrakt wart ok. 500 mln zł stanęły trzy firmy: amerykańskie AWI i G-Tech, obecny kontrahent Totalizatora Sportowego (TS) oraz norweska Telenor. Operator systemu on-line dla TS, firmy o strategicznym dla gospodarki znaczeniu (w 2000 r. TS odprowadził wszak do Skarbu Państwa prawie miliard złotych), nie był wybierany zgodnie z procedurami określonymi dla zamówień publicznych i przetarg odbywał się poza kontrolą Ministerstwa Finansów, które długo nie mogło wprowadzić swych przedstawicieli do rady nadzorczej TS.
O nieprawidłowościach przy przetargu na operatora 6–6,5 tys. lottomatów powiedział w połowie lutego ministrowi finansów Jarosławowi Baucowi Richard Burt, były ambasador USA w Niemczech, który dzisiaj jest wiceprezesem rady nadzorczej Anchor Gaming, będącej właścicielem AWI.
Jesteśmy w posiadaniu kopii listów, z treści których wynika, że od początku gra była prowadzona tak, żeby zwycięzcą został G-Tech. Firma AWI pierwsza odpadła z przetargu, mimo że w listopadzie 2000 r. została najlepiej oceniona przez komisję przetargową. Na początku lutego 2001 r. najlepszą – zdaniem komisji – była firma Telenor (94,9 pkt.), drugą G-Tech (94,83 pkt.), najgorszą zaś AWI (72,8 pkt.). Ta ponad 20-punktowa różnica wzięła się stąd, że AWI nie była w stanie ustalić warunków cenowych, gdyż członkowie komisji poinformowali negocjatorów z AWI, że „Zarząd polecił im nie dyskutować na temat tych kwestii”.
Doniesienie Richarda Burta nie jest jedyną przyczyną wszczęcia śledztwa przez prokuraturę okręgową w Łodzi. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, drugą przyczyną jest oświadczenie wiceprezesa TS Leszka Raćkowskiego, jakoby zwycięzca przetargu miał świadczyć usługi warte ok.