Archiwum Polityki

Kofta radosny i szary

[dla koneserów]

„Szary poemat” jest wierszem wstrząsającym. Jonasz Kofta napisał go, jak relacjonuje Ryszard Marek Groński, po pałowaniach w 1976 r. i przez wiele lat recytował jedynie w zaufanym gronie przyjaciół. Jest w tym wierszu ładunek obrzydzenia i pogardy dla tępoty, która potrafi tylko bić to, czego pojąć nie jest w stanie; jest gorycz bezsilności i wielki jak cały kraj rumieniec wstydu. „Niektórzy piją, by zapomnieć/Ja piję, żeby zapamiętać”. Poemat z muzyką Wojciecha Borkowskiego, chrapliwie i czule, ekspresyjnie zaśpiewany przez Jana Jangę Tomaszewskiego, jest ozdobą widowiska muzycznego zatytułowanego „Kofta”, przygotowanego na kabaretowej Scenie na Dole warszawskiego Ateneum. Jest mocnym akcentem, który bardzo szczęśliwie rozbija pewną, nie da się ukryć, monotonię lirycznego piosenkowania Kofty, nieco nużącą w słodkim wykonaniu Joanny Trzepiecińskiej i Janusza Szroma. Scenarzysta i reżyser Artur Barciś bardzo starannie próbował wyważyć proporcje widowiska: przepleść liryzm piosenkami dramatycznymi – i żartem (sparodiowana pamiętna „Radość o poranku”). Sam wcielił się w zamyślonego poetę, uważnego obserwatora życiowych podróży i poczekalni, niekiedy bawiącego się w musicalowe popisy i śmiejącego się z siebie w tej roli. Pięknie zabrzmiał w spektaklu mocny, dźwięczny głos Katarzyny Łochowskiej-Mazurek, dobrze harmonizujący z typem piosenek Kofty, natomiast trochę zabrakło w scenariuszu pola do popisu dla znakomitej Krystyny Tkacz. Przy rozmaitych drobnych pretensjach wypada jednak docenić ten sympatyczny i serdeczny portret kabaretowego poety, który odszedł tak niedawno, a który – gdy spojrzy się na muzyczno-rozrywkową codzienność – zda się już tak daleko.

Polityka 23.2001 (2301) z dnia 09.06.2001; Kultura; s. 52
Reklama