Dialog budował Polskę wówczas, gdy strajkujący w 1980 r. stoczniowcy powiedzieli to, co myślała większość milczącego społeczeństwa. I później, kiedy w stanie wojennym pisaliśmy w podziemnych powielaczowych gazetkach, że komunistyczna racja siły jest pozbawiona siły racji. I wreszcie po 1989 r., kiedy powiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudne, ale na gruzach PRL zbudujemy nową, lepszą Polskę. A teraz nagle okazało się, że od tej wizji ważniej-sze są jakieś fumy i dąsy, ambicyjki i przepychanki.
Papierowy kryzys
Nie można rozejścia Unii z Akcją sensownie porównać z konfliktem o podział w Solidarności między obozem Mazowieckiego i Wałęsy; sporem o lustrację z rządem Olszewskiego; próbą wprowadzenia systemu prezydenckiego za cenę rozwiązania parlamentu w 1993 r.; obaleniem Pawlaka w ramach walki o prezydenturę czy kryzysem, który zmusił do dymisji Oleksego. Nawet powódź, która zachwiała gabinetem Cimoszewicza, rodziła autentyczną społeczną obawę o kondycję państwa. W czasie rozwodu między UW i AWS polityka została skrupulatnie wypreparowana z jakiegokolwiek kontekstu społecznego. Tym razem polityka unosiła się lekko, jak napisałby zapewne Milan Kundera. A profesor Wnuk-Lipiński (POLITYKA 24) dostrzegł w swoim mikroskopie niszczącego polityków solidarnościowych wirusa samozagłady.
Gdyby był to tylko kryzys zaufania do konkretnych polityków, jak pisze Wnuk-Lipiński, byłoby pół biedy i zmartwienie tylko dla sympatyków Unii Wolności lub AWS. Płynące od społeczeństwa sygnały świadczą jednak o czymś innym. Dlaczego bowiem systematycznie spada poparcie dla władz samorządowych, bez względu na ich partyjną przynależność?