Archiwum Polityki

Nieprzyzwoita fascynacja

Zacząłem pisać o Turcji i zatrzymałem się w połowie, a kartka już była pełna. Wcześniej trafiłem do Libanu i znów wspomnienie tej podróży odpływa, a nie napisałem o tym ani słowa, a tu jeszcze jedna nie opisana wyprawa na Bałkany, a więc wszystko w kręgu dawnego imperium Otomanów. Niedawno, będąc w Hiszpanii, przypomniałem sobie tę historyczną ciekawostkę, że na dwóch krańcach łacińskiej, czyli zachodniej, Europy przez wiele wieków istniało to samo tureckie sąsiedztwo: Hiszpanie na Gibraltarze i nasza Rzeczpospolita gdzieś na Podolu, w Kamieńcu, sąsiadowała z Turkami.

Jakaś szczególna fascynacja towarzyszy wspomnieniom o minionej potędze i upadku. Imperium tureckie przetrwało do pierwszej wojny światowej, tak samo jak wiedeńskie imperium Habsburgów. Oba giganty rozsypały się w szereg rozmaitych państw narodowych i dziś z pewnym dreszczem emocji zwiedzamy wiedeńskie pałace cesarskie (ten letni i ten zimowy) i dziwujemy się, że to tak dawno, a przecież były już wytworne samochody i telefony. W cesarskiej jadalni w Burgu stoją dla uciechy turystów nakrycia do obiadu i w każdej chwili goście mogliby usiąść, a kelnerzy wnieść z kuchni potrawy. Ostatnia cesarzowa zmarła zaledwie kilka lat temu, więc było się kogo poradzić w razie jakichkolwiek wątpliwości dotyczących cesarskiego protokołu.

Nad Bosforem, w tureckim dzisiaj Istambule, są do zwiedzania dwa sułtańskie pałace: jeden na ruinach Bizancjum i ten nowy tuż nad cieśniną, wybudowany krótko przed upadkiem, w miarę nowoczesny i wygodny. W nim też stoi rozstawiona porcelana. W Teheranie po szachu została tylko willa, ale ponieważ upadek cesarstwa Iranu jest odległy zaledwie o dwie dekady, więc w szafach są do oglądania niezliczone mundury, cywilne ubrania, suknie wieczorowe i codzienne.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Zanussi; s. 113
Reklama