W Peerelu był dowcip o dwóch informacjach, dobrej i złej. Dobra – otrzymaliśmy z ZSRR pięć milionów par butów. Zła – ale do podzelowania. Podobnie rzecz dzisiaj wygląda z samochodami. Sprowadziliśmy w ubiegłym roku z Zachodu ponad 200 tys. aut, ale rozbitych. Import pojazdów, które wcześniej trafiły na złom, wydaje się absurdalny, ale my nie do takich absurdów zdążyliśmy przywyknąć. Powstała nagle potężna gałąź gospodarki – laweciarzy sprowadzających rozbite auta i rzemieślników je naprawiających. Dziś uważają oni ten absurd za swoje prawo nabyte, którego nie mogą zostać pozbawieni. Blokują przejścia graniczne, domagają się negocjacji na najwyższym szczeblu. W sytuacji, gdy przemysł motoryzacyjny daje w Polsce zatrudnienie setkom tysięcy ludzi i przysparza najwięcej inwestycji zagranicznych, dalsze wspieranie laweciarskiej konkurencji byłoby jednak absurdem największym.