Archiwum Polityki

Światła o zmierzchu

Ochroniarz Koistinen z fińskiego filmu „Światła o zmierzchu” to z pewnością najbardziej smutny bohater, jaki pojawił się w ostatnim czasie w kinie. Pracuje w centrum handlowym wśród takich samych przeciętniaków jak on, czasem skoczy na piwo, a po pracy zje kiełbaskę serwowaną przez bardzo smutną barmankę w przydrożnej przyczepie. Nie wiemy, skąd pochodzi, co robił wcześniej itp. Wiemy tylko, iż nie stracił marzeń o lepszym życiu. Chce otworzyć własny biznes, ale przecież tacy jak on nie dostają w banku kredytu. Pewnego wieczoru przy jego stoliku w barze usiądzie blond piękność (w bardzo fińskim stylu). Ale bynajmniej nie jest to początek romansu. Dziewczyna została nasłana przez miejscowego mafiosa, aby wykorzystując naiwność ochroniarza zdobyć kod dostępu do sklepu jubilera. Koistinen nie przyjmując do wiadomości, iż na tym świecie pojawiają się od czasu do czasu ludzie źli, daje się wykorzystać, a nawet z pokorą przyjmuje rolę ofiary. Tylko raz zdobywa się na odruch buntu, co jeszcze pogarsza jego położenie. Rozstajemy się z fińskim nieudacznikiem, kiedy jest na dnie, ale – paradoksalnie – nawet w tym zakończeniu pojawia się iskierka nadziei. Reżyser Aki Kaurismaki („Człowiek bez przeszłości”) ma własny, łatwo rozpoznawalny styl: film składa się z serii nieśpiesznych, świetnie zainscenizowanych ujęć, w których śladowo pojawiają się dialogi. W tle rzewne fińskie tanga, „podkręcające” jeszcze nastrój. Jednocześnie nawet w tym czarnym filmie nie brakuje przewrotnego poczucia humoru. Świat Kaurismakiego jest bowiem tak samo melancholijny jak i zabawny. Nie przypadkiem krytycy piszą, iż przypomina on dawnych smutnych komików kina.

Polityka 45.2006 (2579) z dnia 11.11.2006; Kultura; s. 69
Reklama