W poznańskim okręgu wyborczym prawie 38 proc. kandydatów do Sejmu to panie. W żadnym innym okręgu nie ma tak licznej reprezentacji płci żeńskiej. Średni udział pań w skali kraju to tylko 23 proc. (najmniej w nowosądeckim – ok. 14 proc.). W Poznaniu nie zarejestrowała swojej listy debiutująca w tej kampanii Partia Kobiet, ale na kobiety postawiły nawet ugrupowania, które zasadniczo wolą panie w roli strażniczek domowego ogniska. Na listach PiS stanowią one 45 proc. kandydatów (średnio w kraju – 19 proc.). Cztery znalazły się w pierwszej szóstce. Tyle samo pań startuje z list LPR, choć z dużo gorszych pozycji. – Zawsze byliśmy pantoflarzami, mamy nawet takie powiedzenie: porządny poznaniak zawsze żonie okna wymyje – śmieje się Marek Pudliszak, dyrektor Delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Poznaniu. Zaraz jednak dodaje serio, że tutejsze kobiety mają aktywność w psychice. Wymienia nazwiska pań, które tradycyjnie zbierały dużo głosów: Hanna Suchocka, Wiesława Ziółkowska, Krystyna Łybacka (na fot. po lewej). Łybacka, kandydatka LiD, zwolenniczka parytetu, pozycję pań tłumaczy pragmatyzmem poznaniaków. Kobiety mają mniej słabości, ich kariery rzadziej łamią skandale. Przeciwniczką parytetu jest Małgorzata Stryjska, trójka na liście PiS, lekarka, która w 2001 r. weszła do Sejmu z 4 miejsca. Na 10 posłów z Poznania było wtedy aż 6 kobiet. – W Poznaniu – mówi Stryjska – liczy się nie płeć, ale wartość osoby – rzetelność, pracowitość, efekty pracy. Kobiety tutaj nie mają kompleksów – chcą być wybrane, to kandydują.