Pani Aniela, główna bohaterka filmu Doroty Kędzierzawskiej „Pora umierać”, jest starą kobietą, nic więc dziwnego, że już w pierwszej scenie widzimy ją u lekarza. Mogłoby się wydawać, banalny początek, ale za chwilę czeka widza niespodzianka. Oto bowiem pani Aniela zamiast wykonywać podawane przez nieczułą panią doktor rutynowe polecenia (proszę się rozebrać, proszę się położyć itd.), rzuca brzydkie słowo i wychodzi z gabinetu. A potem jeszcze kilkakrotnie powtarza sama do siebie: „Dobrze jej powiedziałam”. Bardzo dobrze! Od razu polubiliśmy panią Anielę i jesteśmy po jej stronie. Właściwie niewiele o niej wiemy. Mieszka w starej willi, takiej, jakie spotyka się jeszcze na peryferiach Warszawy. We wnętrzu zaś małe muzeum dawno zapomnianych przedmiotów, z aparatem telefonicznym, w którym numery wybiera się tarczą. Oraz pies, przyjaciel i powiernik pani Anieli (największa psia kreacja w historii polskiego kina!). Jest jeszcze syn, który jednak należy już do innego świata. Najchętniej sprzedałby rozwalającą się willę, zwłaszcza że chętnych kupców nie brakuje. Stare kobiety w sytuacji takiej jak pani Aniela zwykle poddają się woli rodziny. Ale pani Aniela nie ma zamiaru. Zanim powie „pora umierać”, zrobi wszystko, by dom trafił w dobre ręce. Kiedy w jednej z końcowych scen pięknie się uśmiechnie, mamy pewność, że jej ostatnie marzenie się spełniło. W zasadzie nic więcej w filmie się nie dzieje. Ale jak to jest pokazane! Chwalić należy Dorotę Kędzierzawską, autora zdjęć Artura Reinharta też jak najbardziej, ale „Pora umierać” to przede wszystkim popis aktorski Danuty Szaflarskiej, która tej jesieni stała się nieoczekiwanie ponownie pierwszą polską gwiazdą: 60 lat po debiucie w „Zakazanych piosenkach”!