Archiwum Polityki

Ciężkie czasy

Babka moja Stanisława – stąd wzięło się moje imię – często mawiała, że złej baletnicy zawadza rąbek u spódnicy. Przypomniałem to sobie słysząc, że Jarosławowi Kaczyńskiemu przeszkadzały reakcje kibiców Tuska. Pretorianin Kurski, po przegranej przez szefa PiS debacie, nazwał premiera „moralnym zwycięzcą”, którego poraziły „chamskie, chuligańskie osiłki i merytoryczne zwycięstwo premiera zostało zagłuszone”. Jak to zagłuszone? Przecież wszystko, co mówił premier, było świetnie słyszalne. Chamskie odzywki? Gdy JK zażądał od Tuska przysięgi, że nigdy z LiD nic, to wtedy ktoś krzyknął: „A co z Lepperem?”. Ludzie reagują, gdy słyszą bzdury. PiS się uparł, i słusznie, żeby była publiczność, bo to ożywi debatę. No więc przyszła publiczność i też zabrała głos, bo była inteligentna i zrozumiała intencje zapraszających. Wzięła udział. Śmiała się, biła brawo, czasem ktoś coś krzyknął. Taka była konwencja i nikomu to nie przeszkadzało. Widownia po to właśnie jest. A w końcu jeśli jeden brat potrafi powiedzieć „spieprzaj dziadu”, to chyba drugi brat też umie powiedzieć kibicowi: „przestań pan krzyczeć, bo mi pan przeszkadzasz”. Nie powiedział, bo ani jemu, ani nikomu nie przeszkadzano. Ale to nie jest chamstwo, gdy ktoś zaprotestuje i krzyknie przeciw łgarstwu. Tak właśnie powinien zrobić każdy.

„Chamstwo i chuligaństwo zagłuszyło moralnego i merytorycznego zwycięzcę”? Jakież to głupstwa trzeba mówić, żeby się utrzymać. Kurski to jednak pół biedy. Premier dopiero po debacie pokazał, co potrafi. Nie wyglądał na człowieka, któremu trzeba współczuć, że go jakaś przykrość spotkała. Był wściekły, tryskał jadem i pluł skondensowaną nienawiścią.

Polityka 42.2007 (2625) z dnia 20.10.2007; Tym; s. 117
Reklama