Archiwum Polityki

Wrócił Daniel

Kolejny kłopot Waszyngtonu: wybory prezydenckie w Nikaragui wygrał Daniel Ortega. Rządził on już ręką dyktatora w latach 80., kiedy Nikaragua współpracowała z Kubą i blokiem radzieckim, a wspomagana przez USA (sankcjami ekonomicznymi i funduszami z nielegalnego handlu bronią z Iranem) prawicowa partyzantka w końcu odebrała władzę rewolucyjno-lewicowym sandinistom Ortegi. Otoczony legendą pogromcy dyktatora Somozy, aurą przyjaciela poetów i ubogich, w atmosferze końca zimnej wojny przegrał wybory prezydenckie w 1990 r., a także następne w 1996 i 2001 r. Teraz koło fortuny wyniosło go do prezydentury w zaskakującym sojuszu z dawnym zaprzysięgłym wrogiem Jaimem Moralesem, kiedyś przywódcą antysandinistowskiej partyzantki, który będzie pełnił funkcję wiceprezydenta u boku swego niegdysiejszego prześladowcy (sandiniści skonfiskowali Moralesowi i innym liderom opozycji ich prywatny majątek). Takie posunięcia polityczne pozwoliły Ortedze odbudować pozycję mocno nadszarpniętą przez kneblowanie ust oponentom w ruchu sandinistów, skandal seksualny z udziałem dorastającej pasierbicy i przymierze ze skorumpowanym byłym prawicowym prezydentem Alemanem. Dawnych towarzyszy Ortegi oburzył też jego gest pod adresem Kościoła, jakim było poparcie całkowitego zakazu aborcji. Ale wyborczą szalę na korzyść Ortegi przeważyła w jednym z najbiedniejszych krajów Ameryki Łacińskiej jego antykapitalistyczna retoryka obrońcy ludu. Waszyngton obawia się, że Ortega dołączy do antyamerykańskiego i antyglobalistycznego Chaveza i Castro. Jednak wielu obserwatorów uważa, że Ortega jest skazany na realizm, a zmysłu pragmatycznego, nawet w wersji populistycznej, ponoć mu nie brakuje.

Polityka 46.2006 (2580) z dnia 18.11.2006; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 19
Reklama