Archiwum Polityki

Erynie w SS

W 103-letniej historii nagrody Goncourtów to pierwszy przypadek, kiedy laureatem zostaje pisarz, którego pierwszym językiem jest angielski. Osoba prawie nieznana, której debiutancką 900-stronicową powieść, odrzuconą przez kilku wydawców, publikuje w niewielkim nakładzie i na cienkim papierze – bo inaczej ważyłaby ponad 2 kg – prestiżowy Gallimard. Dostrzega ją sama Akademia Francuska, ba, przyznaje jej swoją nagrodę, a wkrótce potem na otwarcie sezonu literackiego przychodzi nagroda Goncourtów, przyznana już w pierwszym głosowaniu. 39-letni Jonathan Littell, Amerykanin z Nowego Jorku mieszkający w Barcelonie, syn Roberta Littella, dziennikarza i autora powieści szpiegowskich, zapracował na nią tylko piórem. Stronił od wywiadów, promocji, podpisywania książek, od wielkiego medialnego zgiełku, z którego słynie francuskie życie literackie. Nad książką pracował od 5 lat, zbierając dokumentację w Bośni, Czeczenii i Rwandzie. „Les Bienveillantes” („Łaskawe”, jak oględnie nazywano w greckiej mitologii złowieszcze erynie, boginie zemsty, aby nie wymieniać ich imienia) to opowiadana w pierwszej osobie historia hitlerowskiego oprawcy, intelektualisty, miłośnika muzyki, który na studiach zostaje zwerbowany do SS i trafia do batalionów śmierci, rozprawiających się z Żydami i Cyganami. Po wojnie unika kary: w 1945 r. ucieka z oblężonego Berlina i chroni się we Francji. Zdaniem entuzjastycznych recenzentów to wielka literatura, sięgająca korzeni zła. Pojawiły się też krytyki, m.in. reżysera Claude’a Lanzmanna („Szoah”), ale dyskusja na dobre zacznie się dopiero teraz. A za rok w Ameryce – kiedy gotów będzie przekład z francuskiego.

Polityka 46.2006 (2580) z dnia 18.11.2006; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 19
Reklama