Archiwum Polityki

Polska: coraz więcej tras

Kiedy za oknem sypie śnieg – a tego w ostatnich latach w Polsce nie brakuje – to znak, że pora na narty. Gdzie jechać, ile to będzie kosztować, co nowego na trasach – piszemy w cyklicznym (już piątym) przedsezonowym przewodniku narciarskim Polityki

Nasz kraj nie jest i pewnie nigdy nie będzie (głównie z powodów terenowych) rajem dla narciarzy. Jednak z każdym sezonem da się tutaj jeździć coraz bardziej po ludzku. Głównie dlatego, że inwestorzy zauważyli, iż sporty zimowe to dobry interes. Dzięki inwencji biznesmenów i samorządowców mapa narciarska polskich gór staje się bogatsza, rośnie konkurencja i standard usług.

Na początku roku oddano do użytku stok w Przemyślu, obok Parku Miejskiego. Dwie trasy o łącznej długości 1600 m, sztucznie oświetlone i naśnieżane. Wjazd kolejką krzesełkową. Inwestycja kosztowała 13 mln zł, pieniądze pochodziły z wyemitowanych przez samorząd miejski obligacji komunalnych. Podczas uroczystego otwarcia stok poświęcili dwaj arcybiskupi: Józef Michalik (obrządek rzymskokatolicki) i Jan Martyniuk (greckokatolicki), co świadczy o randze tego wydarzenia dla regionu. Przemyśl to prawie góry, więc narciarstwo pasuje tu jak najbardziej.

Ale i na nizinach powstaje coraz gęstsza sieć lokalnych stacji narciarskich. Na hałdach kopalni węgla brunatnego koło Bełchatowa ruszył niedawno największy stok w centralnej Polsce. Sztuczne wzniesienie nazwano Górą Kamieńsk, a główna trasa ma prawie 800 m długości. Dzięki tej górze mieszkańcy Łodzi mają gdzie szusować podczas weekendowych wypadów (godzina jazdy samochodem z centrum Łodzi), w przeciwieństwie do warszawiaków, którym zlikwidowano jedyne miejsce do uprawiania narciarstwa zjazdowego – Górę Szczęśliwicką, bo ponoć przynosiła straty.

Nawet w Zielonej Górze – polskiej stolicy wina – stosunkowo ciepły klimat nie zniechęcił władz miasta, które włożyły pieniądze w budowę liczącego 500 m wyciągu orczykowego na Wzgórzach Piastowskich.

Polityka 46.2006 (2580) z dnia 18.11.2006; Poradnik; s. 88
Reklama