Czy Pigmeje Mbuti (ci najmniejsi i najbrzydsi) mogą upolować słonia? Oczywiście, że tak. Upewniają nas o tym prace: „The Forest People” (1961) i „Wayward Servants: the Two Worlds of the African Pygmies” (1976) Colina Turnbulla, który spędził między Pigmejami wiele lat i poznał doskonale ich obyczaje. Jak się okazuje, ze słoniami nie jest to nawet wcale takie skomplikowane. Wypatruje się ścieżki uczęszczanej przez trąbacze i w pewnym miejscu zawęża ją tak, żeby można było zwierzę dosięgnąć z dwóch boków. Skrzykuje się możliwie dużo łowców, siada w zasadzce i czeka. Kiedy zwierzę nadchodzi, wszyscy zrywają się z wielkim wrzaskiem, który ma słonia zdekoncentrować i odebrać wolę oporu, wbijając w niego dzidy. Wkrótce zwierzę wygląda jak kolczatka. Teraz trzy możliwe rozwiązania: albo któraś z dzid uszkodziła szczególnie wrażliwą arterię, wówczas słoń może paść względnie szybko, albo słabł będzie powoli i zginie z wykrwawienia, albo jednak przedrze się przez zasadzkę i ujdzie. W tym ostatnim przypadku łowcy drą sobie włosy z głowy, wrzeszczą z rozpaczy i... przygotowują kolejną zasadzkę.
Jeżeli jednak słoń padł, rozpoczyna się radosne ćwiartowanie. Najcenniejsze są słoniowe genitalia, które jednak nie będą zjedzone, tylko wysuszone i posłużą myśliwemu, który dopadł do tego trofeum jako pierwszy. Reszta wycina tyle mięsa, ile może unieść – Pigmeje zaś, chociaż mali, są krzepcy, uniosą nawet kilkadziesiąt kilo. Zarzuciwszy ochłapy na plecy wszyscy z triumfem i śpiewem na ustach wracają do wioski, gdzie popisywać się będą przed kobietami i współplemieńcami, którzy nie wybrali się na łowy. W tym momencie przerwijmy na chwilę.
Dokładnie taką samą metodę (skąd u nich ta etnologiczna wiedza?