Esmatullah musi się śpieszyć, żeby zdążyć do Andkhoi przed zmierzchem. Jeśli po drodze nic się nie wydarzy, podróż z Mazar-i-Szarif nie powinna mu zająć więcej niż cztery godziny. Dziś rano odwiózł tam swego brata Rahmatullaha, który pójdzie nazajutrz na bazar, poszuka prywatnego przewoźnika i ruszy w długą trasę do pakistańskiego Peszawaru, gdzie jego przyjaciel urządza wesele. Esmatullah nie może mu towarzyszyć: ma mnóstwo roboty w Andkhoi, poza tym chciałby skorzystać z wolnego dnia w piątek i wybrać się wreszcie w odwiedziny do kilkumiesięcznego syna, który mieszka wraz z matką w wiosce Arabsha, niespełna dziesięć kilometrów od Andkhoi.
Esmatullah jest prawdziwym szczęściarzem. Pracuje jako kierowca Afghanistan Schulen, jednej z najprężniej działających organizacji pozarządowych w tym rejonie. W szkołach zbudowanych przez Niemców w północno-zachodnim Afganistanie uczy się dziś ponad 26 tys. dzieci. Będzie ich więcej – organizacja wdraża kolejne projekty, podjęła też współpracę z polskim stowarzyszeniem Szkoły dla Pokoju, które w marcu otworzyło swoją pierwszą placówkę, szkołę dla dziewcząt w Mohmandan.
Starszy brat Esmatullaha, Rahmatullah, jest kimś w rodzaju administratora wszystkich niemieckich przedsięwzięć edukacyjnych w okręgu Andkhoi. Niespełna pięćdziesięcioletni Uzbek (z punktu widzenia Afgańczyków starzec – średnia wieku w tym kraju nie przekracza 47 lat) cieszy się powszechnym szacunkiem tutejszej społeczności i jest symbolem awansu społecznego, o którym większość mieszkańców prowincji Farjab może tylko pomarzyć. Okazała piętrowa siedziba Afghanistan Schulen, w której mieszka wraz z rodziną, wyróżnia się na tle niskiej, kopulastej, skleconej z gliny przemieszanej ze słomą zabudowy miasteczka. Ten prymitywny, ale wszędzie dostępny budulec zapewnia schronienie przed bezlitosnym słońcem, które potrafi rozgrzać nieruchome powietrze do temperatury 45 stopni.