To jedno z coraz rzadszych ostatnio zwycięstw socjalistów w Europie. Partia PSOE José Luisa Rodrigueza Zapatero będzie rządzić przez kolejne cztery lata. W 2004 r. o jego zwycięstwie, tuż po zamachach terrorystycznych w Madrycie, zdecydował nastrój chwili. Obecne jest już wyłączną zasługą Zapatero, który oparł swoją kampanię na przypominaniu, że spełnił wszystkie obietnice wyborcze. Poczynając od wyprowadzenia żołnierzy hiszpańskich z Iraku po podwyższenie (do 600 euro) płacy minimalnej, obniżkę czynszów i podatku dochodowego, znaczne podniesienie emerytur (do 500 euro) i wprowadzenie wysokiego becikowego. Za rządów socjalistów hiszpańscy geje uzyskali prawo zawierania małżeństw, bicie żony uznano za przestępstwo, a rodziny zajmujące się w domu niepełnosprawnymi i ludźmi starszymi zaczęły otrzymywać specjalne zasiłki. Hiszpania ma za sobą okres szybkiego wzrostu i spadku bezrobocia, teraz koniunktura wyraźnie słabnie, a Hiszpanie pokazali w wyborach, jak bardzo są podzieleni. Gdyby prawicowa Partia Ludowa miała bardziej wyrazistego przywódcę, niż okazał się nim Mariano Rajoy, mogłaby łatwiej sięgnąć po zwycięstwo. Teraz Zapatero będzie miał pod górę. Na froncie gospodarczym, politycznym – z rosnącymi ambicjami Kraju Basków i Katalonii, grożącymi nawet rozpadem państwa, a także na froncie społecznym. Siłą napędową hiszpańskiego boomu był napływ 5 mln imigrantów. Hiszpania staje się powoli Kalifornią Europy. Teraz ten imigracyjny problem przyjdzie przetrawić. W sumie morze kłopotów, ale i Zapatero nie ma już wiele do stracenia.