Dr Łyjak od lat obserwuje polityków. – Codzienne stresy, przemęczenie, niehigieniczny tryb życia, nadużywanie alkoholu, nikotyny i innych używek wpływają destrukcyjnie na psychikę ludzką i obniżają lub znoszą zdolność wykonywania obowiązków – twierdzi. Chciałby więc temu zaradzić.
W USA i wielu państwach demokratycznych prezydenci, parlamentarzyści, premierzy i ministrowie korzystają z porad psychiatrów i szczycą się tym, że są pod stałą opieką specjalistów. Tego wymagają przepisy prawa lub poczucie odpowiedzialności za losy kraju, czasem świata. – Na paradoks zakrawa fakt, że w poradniach zdrowia psychicznego w Polsce bada się kandydatów na strażników, ochroniarzy, pilotów, kierowców ciężarówek i do wielu innych zawodów, ale nie ludzi odpowiedzialnych za losy 40-milionowego kraju – powiada dr Łyjak.
Na razie jedynym wymogiem dostania się do parlamentu jest ukończone 21 lat w dniu wyborów. Demokracja zdaje się tu na mądrość wyborców, jednak ta często zawodzi. Wchodzą więc do polityki także ludzie o zaburzonych osobowościach. Wyborcy dowiadują się o tym zbyt późno, gdy role są już obsadzone. – Konstytucjonaliści wymyślili te zasady i oni mogą je, gdy zawodzą, zmienić – twierdzi dr Łyjak, przywołując toczącą się właśnie dyskusję o wprowadzeniu innej zasady: by do parlamentu nie mogli kandydować skazani prawomocnymi wyrokami.
Gdyby istniała postulowana przez dr. Łyjaka poradnia, być może nie oglądalibyśmy podskoków posła trzymanego przez kolegów pod ręce, który nie wytrzymał psychicznie walki o polskie cukrownie. Być może inny poseł nie chodziłby godzinami po sejmowej sali obrad, trzymając nad głową tablicę z wypisanym adresem swojej strony internetowej, na której obsesyjnie demaskował króla żelatyny.