Marszałek Bronisław Komorowski na wizji w jednej z telewizji ujawnił, że były premier Jarosław Kaczyński się zagubił. W pierwszym odruchu obdzwoniliśmy szpitale. Lider PiS powiedział przecież ostatnio, na konferencji „Polska inteligencja a życie publiczne po wyborach 2007”: „Musimy zburzyć pewne mury. A jeśli nie ma czym bić w mur, to bijmy głową”. W szpitalach i pogotowiach nie odnotowano jednak pacjenta z charakterystycznymi ranami czoła. Może więc szef PiS został porwany? Socjolog politolog Marek Migalski stwierdził niedawno w tej samej telewizji, że „Jarosław Kaczyński jest seksy, bo jest twardy”. Czy jakaś kobieta, pragnąca mieć seksapil prezesa na wyłączność, porwała go, więzi i wykorzystuje? – Nie sądzę – powiedział Fusom jako pierwszym, pragnący zachować anonimowość, czołowy polski seksuolog. W takim razie – kombinowaliśmy – może były premier przechodzi kurs medialny, co zapowiadał na jednej z konferencji prasowych? Zaszył się gdzieś ze specjalistami od wizerunku, spin doktorami, stylistami i pobiera nauki? Wczuwa się w coś, co nazywa rozumem medialnym? Niewykluczone też, że po nakręceniu przez PiS spotu o złym wilku Tusku i dobrym gajowym Kaczyńskim tak dalece utożsamił się z tą postacią, że porzucił politykę i osiadł w jakiejś leśniczówce? Zwierzał się przecież, że „fajnie jest być gajowym”. A może po prostu tak bardzo wystraszył się jednego z dwóch Tusków (bo „Tusków jest dwóch” – przyp. Fusów), a ściślej „tych jego dzikich oczu”, że schował się gdzieś, gdzie czuje się bezpiecznie. Po kilku dniach Jarosław Kaczyński jednak się odnalazł. Kiedy na kolejnej konferencji prasowej powiedział: „jestem obiektem niespotykanej dotąd kampanii oszczerstw”, stało się jasne, że szef PiS nie okaleczył się, nie został porwany, nie słucha spin doktorów, nie został gajowym, ale ciągle jest wśród nas.