Na swoje utrapienie przeczytałem artykuł Jagienki Wilczak (POLI-TYKA 2) o Gali Anonimie. Na utrapienie, bo mnie, uczciwszy uszy, szlag trafia. Jakim prawem urzędnik zwraca się do petenta per „ty” lub „ty, ruska”. Jakim prawem urzędnik dziwi się, że p. Gala nie, przepraszam, daje dupy. Jakim prawem niekompetentni urzędnicy udzielają mylnych informacji nie ponosząc za to żadnych konsekwencji, a wpędzając tę dzielną kobietę w niewyobrażalne tarapaty. Dlaczego z Kazachstanu tak, a z Syberii nie? Kakaja raznica? Dochodzi do tego, że coraz częściej zaczynam się wstydzić, że jestem, jak mi to wmawiano, dumnym i szlachetnym Polakiem. A p. Gali, jeśli łaska, proszę przekazać wyrazy najwyższego szacunku i sympatii. No i życzenia pomyślnego zakończenia tej gehenny.
Jacek Jaroński, Kielce
•
Jestem cudzoziemcem mieszkającym od kilku lat w Polsce i, niestety, treść artykułu wcale mnie nie zaskoczyła. Nie spotkały mnie, na szczęście, przygody porównywalne z przygodami pani Wronkowskiej, w tekście pani Wilczak pojawiają się jednak wątki dobrze mi znane. Chodzi przede wszystkim o niski poziom pracy urzędników w odpowiednich urzędach. Cudzoziemca (albo Polaka wracającego do kraju, tak jak pani Wronkowska) zadowoliłoby zupełnie, gdyby urzędnik był w stanie po prostu powiedzieć, jakie ma przynieść dokumenty, jakie są jego prawa itd. i gdyby to wszystko się działo według obowiązujących przepisów. (...) Cudzoziemiec wprawdzie może szukać na własną rękę w przepisach, lecz w praktyce nie ma to znaczenia, bo urzędnik i tak „wie” swoje. Cudzoziemiec przychodzący do polskiego urzędu wojewódzkiego nie znajdzie tam informacji drukowanej, którą mógłby przeczytać, więc zawsze trzeba czekać w kolejce i dopytywać urzędnika.