Nadają komedię, telewidz pęka ze śmiechu. Nagle na ekranie pojawiają się szpitalne kadry i słyszy ponury głos z offu: „Chora na białaczkę dziewczynka oczekuje ratunku”, potem oczom widza ukazuje się stół operacyjny, na którym leży wyrywający się chłopiec i pada pytanie: „Czy to dziecko odzyska wzrok?”. Po chwili wracamy do komedii, aby znów śmiać się do rozpuku. Oglądamy dokumentalny zapis zbrodni, a tu wdziera się głos: „Sprzeczki kochanków, szalone randki, namiętne spotkania”, któremu towarzyszą figlarne obrazki. Za chwilę znowu jesteśmy na miejscu tragedii.
Zwiastuny filmów i audycji, którymi tak obficie częstują widzów stacje komercyjne, nie tylko przerywają znienacka nadawany właśnie program, ale zawieszają ich w emocjonalnej próżni. Miotany sprzecznymi odczuciami i klimatami widz traci zainteresowanie dla jednego programu, wcale nie rozpalając w sobie ciekawości dla tego zapowiadanego. W rezultacie, wkurzony przerzuca się na telewizję publiczną, a tam też trafia na zwiastuny, tyle że między programami. Po kilkanaście razy dziennie wbija mu się w głowę, co powinien obejrzeć. Gdybyśmy w „Polityce” na co trzeciej stronie dawali zapowiedź, co będzie w następnym numerze, czytelnicy popukaliby się w głowę. Telewidzowie też pukają, tyle że
w pilota.