Archiwum Polityki

Satelitarna kurtyzana

„Traviata”, TVP 2

Wbrew temu, co głosił niegdyś Ernst Schumacher, iż „małe jest piękne”, ludzie wolą dziś to co duże i spektakularne. Przyciągają ich megaprodukcje filmowe, wielkie koncerty na stadionach, gigantyczne imprezy sportowe, dzieła sztuki większe od innych. Któż lepiej zrozumie te tęsknoty od telewizji – wypatrującej masowej widowni? W poszukiwaniu nowej pożywki dla swych odbiorców sięgnięto nawet po operę, sztukę może nie kameralną, ale tradycyjnie ograniczoną do sali teatralnej. Ten zdawałoby się ryzykowny pomysł (w końcu iluż ludzi uczęszcza regularnie do opery?) przerodził się w niebywały sukces „Koncertu trzech tenorów” i plenerowej „Toski” z Rzymu. Nowa superprodukcja – „Traviata” Giuseppe Verdiego miała jednak przyćmić wszystkie dotychczasowe. Tu wszystko było w skali makro, a liczby miały widzów powalić na kolana już przed transmisją i w tej pozycji pozostawić na czas spektaklu. A zatem: 18 lat przygotowań, 5 satelitów, 130 stacji TV, około miliarda widzów, 500 osób obsługi technicznej, 80 kandydatek do tytułowej roli, akcja rozgrywana na żywo w pięciu miejscach Paryża, wybranych z ponad 150. A do tego tajemnicza odtwórczyni roli głównej, pochodząca z dalekiego Władywostoku i nikomu nieznana Eteri Gvazava.

Spektakl, pokazany przez II program TVP w czterech odsłonach przez dwa dni, okazał się rzeczywiście imponujący. Na szczęście producenci postawili na jakość artystyczną, a nie na spektakularne efekty. Podziw budziła precyzyjna reżyseria i fantastyczne zdjęcia Vittorio Storaro, bezbłędnie zagrała orkiestra pod dyrekcją słynnego Zubina Mehty, wszystko – wokalnie i aktorsko – dali z siebie wykonawcy głównych ról (choć wyrafinowanym melomanom zabrakło dźwięku „es” w arii Traviaty kończącej akt I).

Polityka 24.2000 (2249) z dnia 10.06.2000; Tele Wizje; s. 102
Reklama