Archiwum Polityki

Jak pogodzić intuicję z prawem

Wiosną tego roku uczestniczyłem w Paryżu w seminarium poświęconym prawom autorskim w Europie. Zanotowałem w pamięci to zdarzenie, bo emocjonuję się ogromnie uczestnictwem we wszystkim, czego nie rozumiem albo na czym kompletnie się nie znam. Przez słowo uczestnictwo rozumiem udział czynny. Do Paryża pojechałem z referatem.

Skrót myślowy zawarty powyżej może sprawiać wrażenie wyznania, które składa cynik lub szyderca, ja natomiast nie chciałbym się znaleźć ani w jednym, ani w drugim towarzystwie. Uczestniczenie w zdarzeniach, w których nie można się wykazać głęboką znajomością rzeczy, jest aktem ryzyka, ale nie oznacza, że to uczestnictwo jest żartem albo że stanowi przykrywkę do oszustwa czy udawania. Przeciwnie, chodzi tu o wartość pozytywną. Bardzo przyjemnie bywa zastanowić się nad czymś w dziedzinie, która jest mi kompletnie obca. Z wiekiem człowiek nabywa doświadczeń i coraz więcej dziedzin jest mu znanych (oczywiście powierzchownie). Konieczność publicznej wypowiedzi mobilizuje, żeby na własny użytek ułożyć sobie w głowie sprawy, których dotąd nie było okazji albo czasu przemyśleć.

Dodam jeszcze, ażeby oddalić podejrzenie, że chodzi o cynizm albo o żarty, że w materii praw autorskich artysta jest twórcą przedmiotu ochrony, więc jest o tyle kompetentny, o ile mieszkaniec bloku może się pełnoprawnie wypowiadać na temat strat poniesionych przy kradzieży. Przedmiotem organów ścigania, a w ostatecznej instancji także sądu, jest to, jak kradzieży zapobiec, natomiast potencjalny czy też aktualny okradziony może sugerować twórcy prawa, jakie uregulowania będą przezeń najlepiej widziane.

Nauczono mnie jeszcze na studiach, że są dwa systemy ochrony dóbr, które dziś nazywamy dobrami intelektualnymi, a wśród nich szczególnie praw autorskich.

Polityka 24.2000 (2249) z dnia 10.06.2000; Zanussi; s. 105
Reklama