Nie bardzo wiem, jaki jest związek przyczynowo-skutkowy, ale zarówno w artykule p. Ryszardy Sochy (POLITYKA 2), jak i publikacji tygodnika „Nie” z 4 stycznia br. pt. „Tam gdzie lepią bałwany”, zawarta jest ta sama zupełnie nieprawdziwa informacja: nie jestem i nigdy nie byłem wykładowcą Bałtyckiej Wyższej Szkoły Humanistycznej. Zabawne, że autorzy dwóch periodyków, które między sobą tak bardzo się różnią, korzystają z tych samych nieprawdziwych źródeł informacji.
Jerzy Wysokiński, doradca prezydenta RP
Od autorki:
Założyciel i główny właściciel BWSH w rozmowach z dziennikarzami nie kryje, że zatrudnia u siebie doradców prezydenta RP. Co najwyżej żali się, iż podczas kampanii wyborczej to przeszkadza (publikacja „Studenci głosują nogami” – rozmowa z Romanem Skeczkowskim, „Głos Pomorza” 13–14 maja 2000 r.). Pracownicy BWSH nie mają wątpliwości, że owi doradcy to Jerzy Wysokiński oraz Janusz Trusewicz. Sądziłam, iż „zatrudnienie” oznacza pracę w charakterze wykładowcy, podobnie jak w przypadku innych prominentnych osób wymienionych w publikacji. A należałoby mówić raczej o prostym lobbingu. Pan Wysokiński jest w BWSH postrzegany jako osoba wielce zasłużona dla nawiązania i zacieśnienia kontaktów między uczelnią a Kancelarią Prezydenta RP. Rezultatem była wzajemna wymiana usług – Kancelaria wyposażyła szkołę w pracownię komputerową, szkoła ufundowała stypendia dla młodzieży ze Wschodu. Pan Wysokiński uświetniał różne imprezy BWSH – i te firmowane w jakiś sposób przez prezydenta (np. Młodzi i Film w sierpniu 1999 r.), i niefirmowane (np.