Archiwum Polityki

Satyra u psychiatry

W sztetł, niewielkiej mieścinie, wybierano rabina. Grono autorytetów opowiedziało się za kandydatem. Ich zdaniem najodpowiedniejszym. Wtedy poderwał się typek, który nieproszony wcisnął się na obrady.
– Wy go chcecie wybrać – zawołał. – A przecież jego córka się puszcza!
– Jaka córka – rozległy się głosy. – On nie ma żadnej córki.
Typek powiódł wzrokiem po sali:
– Ma córkę czy nie ma córki, co za różnica. Moim obowiązkiem było to powiedzieć.

Przypominam sobie tę historyjkę, ilekroć słyszę nawoływania podszczuwaczy. Zgiełk nagonki. Trudno nie pisać satyry, gdy donos do ministra kultury i dziedzictwa, żądanie wywalenia szefowej Zachęty – podpisują zgodnie poseł Witold Tomczak i mecenas Jan Olszewski. Dziwny to sojusz: adwokat w procesach politycznych, później było nie było premier rządu w III RP. I ktoś, o kim opinia publiczna dowiedziała się dopiero wówczas, gdy wychynął z mroku jaskini. Albo inny temat, wprost wymarzony dla satyryka: obrońcy zaszarganej czci Zbigniewa Herberta. Po zapoznaniu się z wywodami tkliwych przyjaciół – Łysiaka, Gelberga, Trznadla – dochodzi się do wniosku, że depresja poety była uzasadniona. Po seansie z nimi nawet okaz zdrowia zaciągnąłby zasłony w oknie i położył się plackiem, patrząc w sufit. Na którym paluch krzywy i groźny pisał o tych wizytantach: Grafo-mane – tekel – fares.

No a taki chociażby temacik do satyrycznej obróbki – Platforma Obywatelska na występach gościnnych w hali Olivii. Podobno przed halą zapalony wędkarz (z wąsem, co zwykł łowić na rodaka), pytany o Olechowskiego rozkładał ręce:
– Taaaaaki polityk!

A w parku patrol policji natknął się na spłoszoną kobitkę.

Polityka 5.2001 (2283) z dnia 03.02.2001; Groński; s. 85
Reklama