Zwłoki prezydenta Kabili sprowadzono na uroczystości pogrzebowe samolotem z Zimbabwe. Nie wiadomo jednak, czy umarł już w Marmurowym Pałacu w stolicy Konga Kinszasie, gdzie wybuchła strzelanina, czy podczas lotu do zaprzyjaźnionego Zimbabwe, czy w trakcie operacji. Nie wiadomo, jak doszło do strzelaniny. Czy był to bunt armii coraz bardziej niezadowolonej z rządów Kabili – rebelianci napierają, a rekruci dostają równowartość 50 zł żołdu miesięcznie – czy próba zamachu stanu przygotowana przez któreś z państw skłóconych z jego reżimem?
Kongo jest smakowitym kąskiem: ma bogate złoża minerałów i surowców, ropę naftową i diamenty. Zajmuje strategiczne miejsce w Afryce centralnej – kto panuje nad Kongiem, panuje nad regionem. W odległych zakątkach kraju i w dżungli można urządzić bazy wypadowe do akcji wojskowych i partyzanckich wymierzonych w przeciwników i konkurentów do władzy. Dlatego nowsza historia Konga jest długim pasmem nieszczęść.
Najpierw w XIX w. kraj łupili Belgowie traktujący Kongo jak prywatny folwark swego króla Leopolda II. Na handlu kauczukiem i niewolnikami bogaciła się monarsza Bruksela. Gdy kraj poddano władzy kolonialnej (1908), wyzysk przybrał formy łagodniejsze i bardziej cywilizowane, a w 1960 r. Kongo uzyskało niepodległość. Pogrążyło się jednak w typowym postkolonialnym zamęcie. Patrice Lumumba, pierwszy demokratycznie wyłoniony premier, został zamordowany w 1961 r., zbuntowała się bogata prowincja Katanga, wybuchły walki między jej przywódcą Czombem a wojskami ONZ, próbującymi powstrzymać rozpad kraju. Ówczesny sekretarz generalny NZ Hammarskjöld zginął w katastrofie lotniczej nieopodal granicy Konga z Zambią, gdy leciał na rozmowy pokojowe ze zwaśnionymi liderami kongijskimi. Zachód (Belgia i USA) w obawie przed ekspansją komunizmu (wtedy głównie chińskiego) poparł secesjonistę Czombego, ale całą władzę ostatecznie przechwycił generał Mobutu, który w 1971 r.