Kogutek wtacza do kurnika jajo strusie.
– Patrzcie kurki: innym to się chciało!
W sytuacji kurek, czubatek i zielononóżek znaleźli się wszyscy, którzy nadal mówią i piszą o Małyszu. Brakuje tylko odwołania się do romantycznej klasyki. Jak to u nas we zwyczaju. Jul Słowacki, oprócz papieża – Małysza także przewidział. Potwierdzając tym status Wieszcza. Napisał przecież w „Kordianie”: „Skoczył, skoczył...”. Nie wątpię również, że dzieciaczki z Arki Noego ubogacą (one słownictwo mają zgodne z wartościami) tekst śpiewanki akcentem współczesnym: „Taki duży, taki Małysz może świętym być...”. To znaczy może nie całkiem świętym, ale wzorcem i przykładem. Ma to sens, chociaż brzmi banalnie: zwycięstwa skoczka z Wisły pokazały, jak wielkie i powszechne było oczekiwanie nad Wisłą na jakikolwiek sukces. Po tylu reformach, awanturach, szuraniu stołkami. Nawet skorumpowanym jednostkom ręce opadały. Na ogół w kierunku cudzych kieszeni.
Pesymizm ocen udzielał się biznesmenom.
– Jak interesy? – pytał typek typka.
– E, tam.
– Nie narzekaj. W dzisiejszych czasach – e, tam – to bardzo dobrze.
Trudno się więc dziwić, że kibice pielgrzymujący w ślad za poprawiaczem nastrojów zachowywali się jak publika z Wygwizdowa. Słuchałem w Trójce głosów biorących ich w obronę. Owszem, gwizdali i demolowali czeskie knajpy. Ale czy rzekomi Europejczycy są kulturalniejsi? W dodatku oni nie pamiętają, ile mają nam do zawdzięczenia. Nic a nic nie przesadzam: naprawdę przypominano, że Henryk Pobożny ocalił Zachód przed hordami Azjatów. Jan III Sobieski zbawił Wiedeń, gromiąc Turczynów. Bitwa pod Radzyminem sprawiła, że sowiecki nie zajął nie tylko Wiednia, lecz Paryża i Londynu: mongolski konik wpław przez kanał by przepłynął.