Andrzej Stasiuk napisał o pani ostatnim tomiku „Materia prima”, że jest to książka bluźniercza, ponieważ „ośmiela się nazwać rzeczy w sposób tak prosty i jednoznaczny, jakby je właśnie stwarzała” oraz że zbliża ją to niemal do zen. Marian Stala użył określenia: Marzanna Bogumiła Kielar – poetka bezczasowego olśnienia. Co zdaniem autorki może skłaniać krytyków do stosowania tych niemal religijnych formuł na określenie pani poezji?
Obaj krytycy chyba trafnie odczytują moje intuicje. Poezja jest dla mnie funkcją miłości, nienasycenia urodą świata. Tak, potrafię przeżywać prawdziwe olśnienia. Zarazem poezja w sposób prosty i jednoznaczny stawia mnie wobec rzeczy ostatecznych, wobec śmierci, okrucieństwa natury, milczenia Boga.
Dzisiaj niewielu jest chyba ludzi zdolnych do przeżywania prawdziwego olśnienia.
Z pewnością są to ci, którzy sięgają po poezję, malarstwo, muzykę. Nie stanowią większości w społeczeństwie, ale wciąż można ich spotkać.
Czy zadaniem poety jest budzenie w ludziach wrażliwości? Czy poeta ma w ogóle dzisiaj jakiekolwiek zadania?
Poeci nie mają żadnej szczególnej misji do spełnienia. Poezja nie potrzebuje już usprawiedliwiać swego istnienia względami patriotycznymi czy moralistycznymi. Rola poety jest w istocie bardzo prosta: żyć swoim życiem, pisać. Iść swoją drogą – dokądkolwiek by ona prowadziła. Bez gwarancji, że się nie zabłądzi czy popadnie w niebezpieczeństwo. Niektórzy być może sądzą, że istnieją drogi i role pewne – tak, ale to ścieżki umarłych. Jedyną powinnością poety jest pisać dobrze, najlepiej jak się potrafi, nie zakłamując siebie. To wszystko. Będzie wielkim szczęściem, jeśli czytelnik trafi na wiersz, który coś w nim poruszy, czegoś dotknie, otworzy inny świat, odmieni.