Alarm w sprawie rozprzestrzeniania się po Europie choroby szalonych krów zrobił swoje. Konsumenci nie chcą ryzykować. Także w Polsce wołowina pozostaje w niełasce. Sprzedaż tego mięsa w niektórych sieciach supermarketów spadła nawet o połowę. Nie pomagają promocje i zapewnienia, że mięso pochodzi wyłącznie z krajowej hodowli, a u nas – jak wiadomo – nie stwierdzono oficjalnie ani jednego przypadku zachorowania bydła. Ponieważ coś jeść jednak trzeba, rośnie sprzedaż drobiu i wieprzowiny, która i tak zawsze miała duże powodzenie. Eksperci sugerują, że w tej sytuacji państwowa Agencja Rynku Rolnego powinna zacząć interwencyjny skup mięsa wołowego, które potem będzie można wyeksportować lub sprzedać w kraju, gdy opadną emocje. ARR nie ma jednak ostatnio dobrej passy. Jej poczynania interwencyjne w 1999 r. na rynku zbóż ostro skrytykował NIK. Straty Skarbu Państwa z tego tytułu wyliczono na 1,3 mln zł. Kilka spraw przeciw nieuczciwym dostawcom skierowano do prokuratury.