Z mieszanymi uczuciami czytałem artykuł dr Elżbiety Czykwin (POLITYKA 48/2000). Nie pierwszy to raz prasa centralna bezkrytycznie publikuje materiały o szerzącej się ponoć w Białymstoku i na Podlasiu ksenofobii i nietolerancji wobec mniejszości narodowych i wyznaniowych. Tak stało się i tym razem. Władze Białegostoku doceniając wybitne walory twórcze malarstwa Leona Tarasewicza wyróżniły go najwyższą nagrodą Prezydenta Miasta Białegostoku. Żadne inne ukryte motywy nie leżały u podstaw tej decyzji. (...)
W warunkach postępującej homogenizacji kultury, różnorodność etniczna i jej konsekwencje stanowią wartość ubogacającą. Dobrze to rozumieją władze miasta i doceniają. Co roku w budżecie Białegostoku przeznacza się spore sumy pieniędzy na przedsięwzięcia kulturalne i wydawnicze organizacji białoruskich. Korzystają z nich również parafie prawosławne. Kilka lat temu utworzono przedszkole z oddziałami, w których mówi się i naucza w języku białoruskim. Chwalimy się różnorodnością kultur i wyznań, traktując je jako powód do dumy i obraz wspaniałego dziedzictwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Elżbieta Czykwin ma rację pisząc, iż Białorusini chcą być życzliwie zauważani i obecni. I tak jest w istocie. W Białymstoku wspiera się finansowo „niepowtarzalną tożsamość grupową”, by ona istniała i rozwijała się. Każdego roku finalny koncert Festiwalu Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce odbywa się w Filharmonii Białostockiej, dzięki m.in. znacznej dotacji Zarządu Miasta.
I jeszcze jedno tytułem sprostowania. Nikt do tej pory nie został zwolniony z pracy w Urzędzie Miejskim lub w jego agendach z powodu swego wyznania bądź narodowości.