Ukochana Janusza Wytrykusa mieszka daleko, ojciec umarł, matka jest jak obca, brata musiał oddać do Domu Pomocy Społecznej, mieszka w norze, bez kanalizacji, ma 400 złotych renty. Chciałby pracować, ale nie ma dla niego pracy. Nie potrafi pisać ani czytać. A mimo to widz ma wrażenie, że obcuje z kimś, kto nie tylko nie jest nieudacznikiem, ale kto odnalazł w życiu dwie najważniejsze rzeczy: pasję i miłość. Skazany przez życie na przegraną, twardo walczy ze złym losem. Codziennie, jak wiadra z węglem, podnosi sztangi. Został srebrnym medalistą w ciężarach na jednej z Olimpiad Specjalnych w USA. Jego wybranka, Joanna Bundyra, ma trzy brązowe medale w gimnastyce artystycznej, zdobyte również na tych olimpiadach. Jest szczęściarą, ma matkę i ojca, normalny dom. Ten wymarzony dom znajduje się 360 km od domu Wytrykusa. Joasiu, bardzo tęsknię za tobą – te słowa dyktuje swojemu trenerowi Edwinowi Nartonowiczowi, który po ćwiczeniach pisze za niego listy miłosne.
Pawłowska zrobiła piękny i subtelny film o miłości, love story żywcem wyjęte z autentycznego życiorysu. Świetnie montowane dzieło dodatkowo jeszcze nabiera waloru bajkowej opowieści, nie ma w nim zbędnego naturalizmu ani epatowania widza odmiennością bohaterów. Po raz pierwszy obejrzałam film o ludziach upośledzonych, w którym fakt ich inności absolutnie nie ma znaczenia. Jest to bowiem transcendentalna przypowieść o miłości i samotności oraz o tym, że jedno nie wyklucza drugiego, a przeciwnie nawzajem się uzupełniają. K.L.