Archiwum Polityki

Zmierzch przed wschodem

Lewica i Demokraci szukają miejsca na nasyconym politycznym rynku. Wielu chciałoby już LiD pogrzebać na zawsze.

Pytanie o miejsce lewicy i jej przyszłość stawiane jest coraz wyraźniej. Zwłaszcza że dwie największe partie określają się jako prawicowe i konserwatywne. Jeśli tylko między nimi miałaby się dokonywać wymiana władzy, Polska stałaby się europejskim ewenementem. Dlatego zapewne LiD, a zwłaszcza jej najsilniejszy człon, czyli SLD, znów zaczyna mówić o „państwie wyznaniowym”, o aborcji, o in vitro czy religii w szkołach. To wszystko jednak już było, a kiedy Sojusz dochodził do władzy, drapieżność partii w tych sprawach gwałtownie malała, co zostało zapamiętane. Kwestie praw mniejszości seksualnych, równouprawnienia kobiet też już politycznie grały nieraz. Nowych pomysłów na razie specjalnie nie widać.

Wątpliwości nie budzi punkt wyjścia – 13,5 proc. poparcia dla LiD w wyborach. Jakieś 3 punkty procentowe poniżej sondażowych prognoz. Wynik daje 53 miejsca w Sejmie, z tego dla SLD – 40, o 15 mniej, niż Sojusz miał w poprzedniej kadencji. Co w SLD wywołuje komentarze, że stracono miejsca na rzecz partii Marka Borowskiego (SDPL – 10 miejsc) i Partii Demokratów (3 miejsca).

Trochę mi żal mandatu – przyznaje Katarzyna Piekarska z SLD, startująca z czwartego miejsca w Warszawie. – Ale te wybory były plebiscytem, liczyły się PiS i PO. Gdyby SLD startował w pojedynkę, pewnie dostałabym się do Sejmu, ale nie sądzę, żeby wynik samodzielnie startującego Sojuszu był lepszy niż wynik koalicji. W kraju jednak rozżalenie jest wyraźniejsze – głównie z powodu SDPL. – Rany po zarzutach, które nam stawiali, wciąż są świeże – przyznaje Grzegorz Napieralski, sekretarz generalny SLD. – PD, która miała być mostem dla centrowych wyborców, też zresztą okazała się mostem w dwie strony.

Polityka 2.2008 (2636) z dnia 12.01.2008; Kraj; s. 28
Reklama