Nikt w to nie wierzył, a jednak: adnotacja o wyznaniu zniknie za dwa, trzy miesiące z nowych greckich dowodów osobistych. Przeciwko temu obowiązkowi gorąco protestowali na początku lat 90. przedstawiciele mniejszości religijnych, słowa reprymendy kierowali także koledzy z Unii Europejskiej, uważając, że zapis o wyznawanej religii umieszczony w dowodzie jest sprzeczny z zasadami demokracji. Wszystko to na nic. Teraz sprawa powróciła na skutek starań nowego ministra sprawiedliwości Michalisa Statopulosa. Minister, profesor prawa, długoletni obrońca praw człowieka, na wstępie swej działalności skrytykował „uprzywilejowaną pozycję Kościoła prawosławnego, zapisaną także w konstytucji”. Ultrakonserwatywny arcybiskup Aten nie pozostał dłużny. „Kampania skierowana przeciwko obecności Kościoła w życiu narodu jest nie tylko grubym błędem, jest zbrodnią wobec historii Grecji i jej ludu” – grzmiał arcybiskup. A jednak skromny obóz laicki odniósł zwycięstwo. Szef urzędu ochrony danych osobowych ogłosił umieszczanie informacji o wyznaniu w dowodach tożsamości za nielegalne, zniknie także informacja o współmałżonku, o wykonywanym zawodzie zainteresowanego, a także odcisk palca, do tej pory obowiązkowe dopełnienie danych identyfikujących każdego obywatela.