Archiwum Polityki

„Kopać i kłaść po gębie”

Jesteśmy, jak sądzę, z profesorem Stommą dowodem na to, iż rzecznicy krańcowo przeciwstawnych racji winni się ze sobą spotykać. Nie wiedząc, w jakie wartości wierzy adwersarz, łatwo wpisać go sobie w stereotyp wroga i ograniczyć polemikę do obelg, co jest intelektualnie jałowe. Szczęśliwie spór, jaki z moim felietonem „Pogłaszcz Ruskiego” podjął Ludwik Stomma (POLITYKA 20), nie należy do takich. Jest to zresztą polemika pełna stwierdzeń głęboko słusznych, rzecz tylko w tym, że Ludwik Stomma pisze w niej zupełnie o innych sprawach, niż pisałem ja, obalając tezy, których nigdy nie stawiałem.

Otóż zdaniem „pogłaszcz Ruskiego, to cię kopnie, kopnij go, to cię pogłaszcze” nie wyznaczałem Polsce międzynarodowych celów – pozwoliłem sobie określić nim algorytm rosyjskiej polityki zagranicznej w stosunkach z Zachodem, łatwy zresztą do zaobserwowania. Chyba oczywiste, że nie chodzi mi o kopanie pana Putina lub kogokolwiek w sensie dosłownym. Chodzi mi o stanowczość Zachodu w wymuszaniu na rosyjskich elitach – i tu jest sedno sporu, śmiem zresztą twierdzić, że sporu bardzo ważnego – postępowania korzystnego także dla samych Rosjan. Ponieważ czytelnicy „Polityki” nie znają obiektu polemiki, czuję się zmuszony zacytować na ich użytek fragmenty tekstu, który – ku memu ubolewaniu – sprawił taką przykrość panu Stommie: „Ten ogromny kraj, zajmujący trzecią część globu, daje globalny produkt mniej więcej tej samej wielkości co mikroskopijna Belgia. Emeryci umierają w nim z głodu, wszystkim rządzi mafia, w bodaj żadnej dziedzinie życia, poza może zbrojeniami, nie potrafią Rosjanie doścignąć świata – a mimo to, zamiast o uzdrowieniu własnej ojczyzny, o modernizacji, marzą o odrodzeniu swej »niezwyciężonej armii« (.

Polityka 22.2000 (2247) z dnia 27.05.2000; Listy; s. 98
Reklama