Przełom roku upłynął pod znakiem silnego złotego. W pewnym momencie notowano nawet kurs na poziomie 4 zł za dolara. Cena złotego poszła w górę po mianowaniu Leszka Balcerowicza na szefa NBP oraz dzięki napływowi do Polski krótkoterminowego kapitału spekulacyjnego. Obcy inwestorzy kupowali nasze papiery wartościowe, gdyż mają korzystniejsze oprocentowanie w Polsce niż za granicą. W tym celu muszą wymieniać dewizy na złotówki, a zatem nasza waluta rośnie w cenie. Sytuacja jest o tyle paradoksalna, że silnemu złotemu towarzyszy rosnący eksport. Z reguły jest tak, że to słabnący złoty mobilizuje polskich eksporterów do wysyłki towarów za granicę, gdyż po przeliczeniu wpływów dewizowych na złotówki zyskują więcej. Przypuszczalnie w końcu roku mieliśmy do czynienia z kumulacją wpływów z eksportu dokonanego w poprzednich miesiącach. Faktem jednak jest, że koniec 2000 r. zamknęliśmy lepszym saldem obrotów bieżących z zagranicą niż w styczniu 2000 r. Wówczas stosunek deficytu obrotów bieżących do PKB wynosił 8,3 proc., a dziś jest na poziomie poniżej 7 proc.