Pracowników czeskiej telewizji publicznej głęboko podzieliły wydarzenia ostatnich dni. Ale też nie ma żadnej wątpliwości, że zdecydowana większość z nich nie zgadza się z nagłym zwolnieniem prezesa Dusana Chmelicka i odmawia uznania jego świeżo mianowanego następcy Jirziego Hodacza. Jeszcze większy protest wywołała nominacja Jany Bobosikowej, byłej pracownicy Komitetu Centralnego Związku Młodzieży Socjalistycznej, na nowego dyrektora wiadomości telewizyjnych. W swym oświadczeniu protestujący dziennikarze mówią, że istnieje niebezpieczeństwo, iż czeska telewizja publiczna może stać się „posłusznym instrumentem” w rękach władzy, „Bobowizją”, jak ją nazywają.
Protestujący dziennikarze twierdzą, że zarówno Hodacz jak i Bobosikowa są ściśle związani z byłym premierem, a obecnym szefem niższej izby czeskiego parlamentu Vaclavem Klausem. Bobosikowa pracowała ostatnio jako doradczyni Klausa. W opinii wielu dziennikarzy wejście obojga do zarządu telewizji było niczym więcej, niż próbą opanowania przez Klausa i jego Obywatelską Partię Demokratyczną (OPD) tego najważniejszego publicznego medium.
Sprawę komplikuje specyfika czeskiej sceny politycznej, w której dwie partie – socjaldemokraci premiera Milosa Zemana oraz OPD Klausa – są ze sobą związane przez układ koalicyjno-opozycyjny. OPD zobowiązała się nie obalać rządzących socjaldemokratów w zamian za pewne polityczne ustępstwa. Rezultatem jest jednak widoczny niedowład systemu politycznego.
Kryzys telewizyjny jest zatem odbiciem konfliktów politycznych na górze, nie pozbawionych elementów animozji personalnych. Prezydent Vaclav Havel poparł protestujących dziennikarzy. Havel porównał w ostrych słowach zmiany w kierownictwie telewizji do pewnych elementów przewrotu komunistycznego w 1948 r.