Archiwum Polityki

Łasa kasa

Jarosław Bauc, minister finansów, o wyrwach w budżecie, reformie podatków i woli politycznej

Spotykamy się na przełomie tysiącleci, w jakiej kondycji wchodzi w nowe milenium nasza gospodarka? Czy jest tak dobrze, jak zapewnia rząd, czy może aż tak źle, jak twierdzi opozycja?

Ani aż tak dobrze, ani tak źle. Trzecie tysiąclecie rozpoczynamy ze znacznie mniejszym ryzykiem kryzysu walutowego, ponieważ po raz pierwszy od kilku lat maleje deficyt w obrotach bieżących. Są wszelkie podstawy, aby sądzić, że będzie to zjawisko trwałe. Tempo wzrostu importu zostało zahamowane, natomiast eksport rośnie od niego szybciej. W 2000 r. nareszcie zaczęła się też zmieniać struktura towarów, które wywozimy za granicę – rośnie udział dóbr przetworzonych i nowoczesnych. Stwarza to eksportowi stabilność, gdyż są one mniej wrażliwe na wahania koniunktury oraz kursu walutowego. I wreszcie wielkie firmy zagraniczne, które do tej pory głównie importowały, nareszcie zaczęły eksportować. Czekaliśmy na to dość długo, Węgrzy cieszą się nimi już od pewnego czasu. Wszystko to daje powody, aby patrzeć w przyszłość z większym optymizmem.

Są jednak zjawiska, które gaszą ten optymizm. Niemal od początku lat 90. konsumujemy o wiele więcej, niż nasza gospodarka jest w stanie wytworzyć. Nie tylko przejadamy środki z prywatyzacji majątku, ale też zadłużamy się u przyszłych pokoleń. Chroniczną chorobą finansów państwa stał się duży deficyt budżetowy.

Problemy z nierównowagą wewnętrzną będziemy mieć dopóty, dopóki państwo będzie finansować zbyt wiele dziedzin. Przy tak rozdrobnionych środkach zawsze będzie brakowało pieniędzy. Dlatego konieczna jest reforma finansów publicznych, polegająca na tym, że z pewnych obszarów państwo musi się wycofać. Żeby ją przeprowadzić, potrzeba zarówno odważnego ministra finansów jak i jego zaplecza politycznego, które przeforsuje reformę w parlamencie.

Polityka 1.2001 (2279) z dnia 06.01.2001; Gospodarka; s. 59
Reklama