Archiwum Polityki

Dziwne są dzieje

Dziwne są dzieje. Mieszczą się w nich też wydarzenia z państw tak odległych, że zgoła nie powinny nas obchodzić. Gdzieś między Turkmenistanem, Uzbekistanem, Tadżykistanem, Iranem i Pakistanem leży egzotyczny kraj o nazwie Afganistan. Ma on przestrzeni dwa razy więcej niż Polska, a ludności dwa razy mniej. Są tam bowiem pustynie, trudno dostępne góry i równie trudno dostępne, bo górami ogrodzone, doliny. Na ten kraj najechała w 1979 r., z perspektywy czasu trudno zrozumieć dlaczego, potężna podówczas armia radziecka. Wydawało się, że proporcje sił są takie, że będzie to dla Armii Czerwonej spacerek. Tymczasem nic z tych rzeczy. Już po paru miesiącach okazało się, że druga armia świata z tysiącami czołgów, helikopterów bojowych, najwyższą militarną techniką, nie może zmóc afgańskiej partyzantki.

Wysoki francuski oficer tłumaczył mi wtedy, iż jest to w gruncie rzeczy logiczne. Nowoczesna armia potrzebuje rozbudowanej infrastruktury, zaopatrzenia w paliwo, amunicję, części zamiennych do pojazdów i wysoko wyspecjalizowanych urządzeń. Jeżeli stają przed nią zdecydowani na wszystko – „dzicy” w pojęciach wykwalifikowanych sztabów – ludzie, potrafiący biegać po graniach gór, nie jeść przez dwa dni i spać pod gołym niebem, to właściwie nie ma na nich sposobu. Chyba żeby zalać napalmem wszystko, co żyje, ale takiej zbrodni międzynarodowa opinia publiczna by nie zdzierżyła. A więc? Stało się, co się stać musiało. Pokonane i upokorzone radzieckie wojska wycofały się z egzotycznej krainy. Miało to daleko idące skutki polityczne, które w dużej, może niedocenianej nawet, mierze zadecydowały o przemianach ustrojowych w byłej ZSRR, a co za tym idzie – w całej Europie Wschodniej.

Polityka 40.2006 (2574) z dnia 07.10.2006; Stomma; s. 128
Reklama