Archiwum Polityki

Sto lat

Anda Rottenberg. Dyrektor Galerii Sztuki Współczesnej Zachęta w Warszawie

Zachęta kończy sto lat. Wybitny malarz Wojciech Gerson, w czasach, gdy walczył o jej stworzenie, pisał: „Przychodzi mi walczyć, samemu prawie, ze złą wolą, z brakiem istotnego zamiłowania do wszystkiego, co wyższe i piękniejsze, z zarozumiałym nieuctwem w rzeczach sztuki”. Sądzę, że ta refleksja pozostawała aktualna przez cały miniony wiek. To, co się tu pokazywało, zawsze było pilnie obserwowane, a każdy, kto chciał przewietrzyć te mury i pokazał w nich coś nowego, musiał liczyć się z napaściami. „Lakierowane blachy Kobro-Strzemińskiej należałoby pokazywać twarzą do ściany” – pisano przed wojną i takich wypowiedzi mogłabym przytoczyć setki. Przez te sto lat Zachęty sztuka zmieniła się nie do poznania, ale oczekiwania wobec niej pozostały takie same jak przed wiekiem.

Zachęta przeżywała różne momenty. Były czasy, gdy wybrani artyści mieli prawo co roku pokazywać tu swoje najnowsze prace, niezależnie od ich wartości artystycznej. Były czasy, gdy wystawy w tej zacnej galerii były nagrodą za polityczny serwilizm. Były czasy, gdy wystarczyło skończyć 60 lat i napisać podanie, a niejako z urzędu otrzymywało się salę na jubileuszową ekspozycję. Dziś tych wszystkich twórców nikt nie pamięta. Przez minione siedem lat starałam się odrzucać więc wszelkie serwituty i formować hierarchię wartości dość niewdzięcznych, bo nieupowszechnionych, promować to co trudne, wymagające namysłu i wysiłku ze strony odbiorcy. Wierzę, że pokazujemy dzieła, które przetrwają w XXI wieku.

Mijający rok był dla galerii bardzo udany. Przypomnę, że pokazaliśmy tak ważne wystawy, jak „Między ekspresją a metaforą”, „Nowocześni a socrealizm”, „Polonia, Polonia”, czy – organizowane we współpracy z „Polityką” – „Słońce i inne gwiazdy” i „Klasycy XX wieku”.

Polityka 52.2000 (2277) z dnia 23.12.2000; Komentarze; s. 13
Reklama