Archiwum Polityki

Jak prządł Grzegorz Ż.

Prokurator, niczym biegły księgowy, sumował dolary, marki, franki, przeliczał na złotówki według starego i nowego kursu, dodawał, odejmował, mnożył i dzielił. I zawsze wychodziło tak samo, bilans nie zgadzał się. Według tych szacunków Skarb Państwa stracił na operacjach Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ok. 100 mln dolarów. Ile z nich przepadło w wyniku złych decyzji, a ile po prostu ukradziono – określi sąd.

Po 9 latach od ujawnienia afery wreszcie rozpoczął się przewód sądowy. Na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Warszawie zasiadło 6 osób, którym zarzuca się dokonanie malwersacji. Były dyrektor FOZZ Grzegorz Ż., jego zastępczyni Janina Ch., Dariusz P., szef Uniwersalu, prywatni biznesmeni Zbigniew O. i Krzysztof K. oraz obywatelka Niemiec Irena E. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy i twierdzą zgodnie: jesteśmy niewinni. Prokurator Janusz Kalwas uważa, że ma w garści wystarczająco mocne dowody.

Teraz najważniejsze jest, aby proces toczył się wartko, bo każdy dzień zwłoki może oznaczać, że nie wystarczy czasu. Czas w tym przypadku ma znaczenie pierwszorzędne – w latach 2004–2005 ulegać będą przedawnieniu kolejne zarzuty. Jeżeli proces przeciągnie się, oskarżeni wyjdą z sądowej sali jako ludzie uwolnieni od winy, ale nie z powodu korzystnego wyroku, a z przyczyn proceduralnych. Takie rozstrzygnięcie, nikt nie ma wątpliwości, byłoby nie tylko klęską, ale i kompromitacją Temidy.

Klauzula tajności

Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego powołano do życia ustawą z 15 lutego 1989 r., w końcowym okresie ostatniego rządu PRL. Premierem był wówczas Mieczysław Rakowski, ministrem finansów Andrzej Wróblewski. Oficjalnie FOZZ miał gromadzić środki finansowe na obsługę zadłużenia Polski, gospodarować nimi i finansować kredyty udzielane przez Polskę. Ale w gruncie rzeczy jego głównym zadaniem było przeprowadzanie operacji zmniejszających polskie zadłużenie za granicą. Większość takich operacji była objęta nieformalną klauzulą tajności. FOZZ jako organ państwowy nie mógł uczestniczyć w bezpośrednim wykupywaniu długów. Czynił to poprzez sieć tzw. agentów: banków, firm i osób prywatnych. Z punktu widzenia interesów państwa pomysł był opłacalny, w tym czasie dolar polskiego długu kosztował zaledwie 10–30 centów.

Polityka 52.2000 (2277) z dnia 23.12.2000; Kraj; s. 24
Reklama