Szeryf z filmu „W samo południe”, który ze znaczkiem Solidarność na piersi zachęcał do wyborów pamiętnego 4 czerwca 1989 r., wykonał swoje zadanie i zniknął z plakatów, pozostawiając pustkę. Wkrótce miało się okazać, że niezłomny stróż prawa będzie jednym z najbardziej hołubionych bohaterów masowej wyobraźni. Wprawdzie odzyskaliśmy pełnię wolności i zamieszkaliśmy wreszcie w swoim własnym domu (by przypomnieć slogan pochodzący z tamtych czasów), lecz nie przewidzieliśmy jednego – iż z tych udogodnień zechcą skorzystać również bandyci i złodzieje. W domu, nawet za drzwiami zamkniętymi na trzy importowane zamki, przestało być bezpiecznie. W dodatku media zaczęły seryjnie pokazywać sceny gwałtów, rabunków i napaści, a niektóre dzienniki telewizyjne przypominają kronikę kryminalną z Chicago lat trzydziestych. Polacy zaczęli się bać.
Gdzie jest szeryf
Te same media zaczęły nieśmiało lansować postać typu – przypadkowy bohater, który zmuszony przez okoliczności, broni do upadłego domu i rodziny. Jest to zresztą wzór zaczerpnięty wprost z amerykańskiego kina. Opinia publiczna stanęła natychmiast po ich stronie, nawet jeżeli zdobywając się na gest heroiczny, weszli w kolizję z prawem. Kobieta, która zastrzeliła napastników skradających się pod jej obejście – mimo iż sąd nie był do końca przekonany o zaistnieniu okoliczności zmuszających do obrony koniecznej – miała za sobą 99 proc. rodaków.
Niedawno sezonową bohaterką narodową została sędzia Barbara Piwnik, drobna, sympatyczna kobieta, która nie bała się pokrzykiwać na demonstrujących zbyt dobre samopoczucie oskarżonych łobuzów, ale też zbyt gorliwie traktujących swe zobowiązania ich obrońców. To był stróż prawa poza wszelkim podejrzeniem, na którego Polacy czekali i natychmiast obdarzyli panią Piwnik ogromną sympatią, nie interesując się już nawet, czy prowadzone przez nią procesy istotnie kończyły się adekwatnymi do przestępstwa wyrokami.